Ohayo~~ Ostatnimi czasy zgubiłam się w internetach i trafiłam na dość ciekawą opowieść, której kreska zachwyciła moje oczy :D Postanowiłam więc zrobić jej tłumaczenie i na razie przetłumaczyłam tylko tyle. Mam nadzieję, że wszystko jest dobrze, aczkolwiek nie wszystkie zwroty dało się tak jasno przełożyć na język polski :) W każdym bądź razie: enjoy: :D
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
illust & story by carymono id=2571895
english proof by Wataridoii
Link do oryginału
Polskie tłumaczenie: Linuxa
wtorek, 28 kwietnia 2015
sobota, 25 kwietnia 2015
Ciało: Rozdział 1
Ohayo~~ Co tam u was słychać? :) Od razu przerpaszam, że ten rozdział taki trochę bez sensu, ale obiecuję, że następne będą już lepsze :)
Rozdział 1: Śniadanie
Kaprala
obudziło pukanie do drzwi. Leniwie rozchylił powieki i rozejrzał
się po pustym pokoju skąpanym promieniami porannego słońca,
przedzierającego się przez zasłony. Levi ziewnął cicho i dopiero
po chwili zorientował się, że śpi ściskając – a wręcz
owijając się jedną z ulubionych koszul Erwina.
Erwin...
Erwin... tak za tobą tęsknię...
Levi pociągnął nosem i otarł łzy w rękaw
śnieżnobiałej koszuli – jedynej pamiątki pozostałej po zmarłym
dowódcy. Żałował, że pozwolił żołnierzom rozdać rzeczy
Erwina, ale co innego miał zrobić? Trzymanie tego wszystkiego tylko
dlatego, że Erwin był jedyną osoba, którą kochał Levi byłoby
po prostu śmieszne.
Kapral odetchnął parę razy, czując, że do oczu znów
napływają mu łzy i chwilę wpatrywał się w koszulę, by w końcu
– łamiąc wszystkie swoje życiowe zasady – zwinąć ją w kulkę
i wepchnąć pod materac swojego łóżka. Uznał, że to miejsce
będzie najlepszą kryjówką na tak intymną i dość wstydliwą
rzecz. Każdy kto znalazłby taką koszulę, mógłby pomyśleć
sobie coś nieodpowiedniego, a Levi jak najbardziej pragnął tego
uniknąć. Z natury był osobą rozważną i mimo iż czasem miewał
swoje humorki, zawsze potrafił znaleźć najlepsze wyjście z
sytuacji. Oczywiście jego”talent” był niczym w porównaniu z
tym jego dowódcy...
Pukanie do drzwi znów się powtórzyło i nieco
nasiliło. Pusty dźwięk rozszedł się po pokoju i ponownie dotarł
do uszu mężczyzny, drażniąc je swoją intensywnością.
-Kapralu...jest pan tam?-niewinny i lekko przerażony
głosik był nieco stłumiony przez grube, dębowe drzwi, ale mimo
wszystko Kapral i tak rozpoznał, że to głos Erena. Levi westchnął
i przetarł dłonią zmęczoną twarz.
Jeszcze
tego gówniarza mi tu brakowało. Jak to mawiają gówniarz z rana
jak śmietana
-Czego chcesz?- warknął, wstając z łóżka i
zaczynając doprowadzać się do porządku. Obmył twarz dużą
ilością chłodnej wody, by pozbyć się wszelkich dowodów na to,
że płacz niosący się przez całą noc po posiadłości należał
do niego. Szybko rozczesał swoje włosy, a na koniec ubrał się i
starannie zawiązał białą chustę na swojej szyi. Momentalnie
zatęsknił za delikatnym dotykiem Erwina, który zwykle poprawiał
jego chustę i mundur. Rivaille westchnął cicho i otworzył drzwi
stanowczym ruchem.
-Spóźnia się pan na śniadanie...-pisnął Eren,
mierzony groźnym spojrzeniem mężczyzny. Eren przełknął gulę,
którą miał w gardle i niepewnie spojrzał w pełne chłodu,
kobaltowe oczy swojego dowódcy. Mimo, że kapral starał się
ukrywać swój smutek głęboko w sobie i tak wszyscy wiedzieli, że
od czasu śmierci Erwina, Levi nie jest już tą samą osobą. Każdej
nocy zamyka się w swoim pokoju i wypłakuje w poduszkę, a uspokaja
się dopiero, gdy owinie się śnieżnobiałą koszulą swojego
zmarłego ukochanego. Wszyscy jednak milczeli, bowiem każdy
wiedział, że wraz ze śmiercią dowódcy, Levi stracił już
wszystkich, których kochał...
Kapral mruknął na to pod nosem i znów spojrzał na
Erena jak na idiotę, po czym nic nie odpowiadając, udał się do
kantyny. Gdy tylko pojawił się w pomieszczeniu, spojrzenia
wszystkich zebranych skierowały się ku niemu. W pomieszczeniu
zapanowała niezręczna cisza, na co kapral jedynie westchnął i
zajął swoje ulubione miejsce. Teraz, gdy nie było Erwina, był
jedyną osobą zasiadającą przy tym stole. Mężczyzna westchnął
ciężko i poszedł po swoją porcję jedzenia, by po chwili wrócić
na swoje miejsce. Był głodny. Nie jadł od wczorajszego poranka,
ponieważ przegapił wczorajszy obiad i kolację. Mimo, że Erwin
umarł, Levi wciąż wypełniał jego ostatnie rozkazy, a teraz miał
jeszcze dwa razy więcej roboty. Musiał zająć się sprzątaniem,
trenowaniem świeżaków, pilnowaniem Erena i papierkową robotą.
Naprawdę bardzo ciężko było mu wszystko ogarnąć, co cholernie
go irytowało. Mężczyzna mruknął niezadowolony z własnych myśli
i szybko pochłonął całą zawartość swojego talerza, jednakże
tak jak się spodziewał, dwie marne kromki chleba ze smalcem i kawa,
nie nasyciły go odpowiednio. Mężczyzna ciężko westchnął.
Cholerny kryzys. Cholerny brak jedzenia. Cholerne tytany! Levi
zapewne znalazłby więcej „cholernych” rzeczy w tym cholernym
świecie, ale miał już dość narzekania. Z resztą narzekanie nie
napełni mu żołądka domagającego się jedzenia, którego nie
było. Mimo, iż był wyższym stopniem to jego przydziały żywności
były niewiele większe co przeciętnego żołnierza. Jedynie Erwin
mógł pozwolić sobie na jadanie mięsa na śniadanie i obiad. O
kolacji nie było już mowy. Myśli kaprala pownownie zaczęły
krążyć wokół jednego imienia. Erwin... Erwin... Mężczyzna
spiął się w sobie, usiłując powstrzymać napływające do oczu
łzy, gdy nagle dostrzegł kogoś, na kim mógłby wyżyć swój
gniew, rozgoryczenie i smutek.
-Oi Eren!-krzyknął, wstając od stołu.
-T-tak heichou?-spytał chłopak z lekkim przerażeniem.
Miał bardzo złe przeczucia, zwłaszcza, że kapral patrzył na
niego jak na worek treningowy.
-Chodź.-mruknął kapral
-A-ale kapralu...ja jeszcze nie zjadłem
śniadania!-pisnął, jednak gdy tylko wzrok Leviego przeszył go na
wylot, zamilkł i z westchnięciem posłusznie ruszył za kapralem.
sobota, 18 kwietnia 2015
Ciało
Ohayo~~ Wybaczcie, że długo nie dawałam znaku życia. Zbierałam pomysły i zaczęłam tworzyć nowe odpowiadanie :)
Mam nadzieję, że przypadnie wam ono do gustu ^^
Mam nadzieję, że przypadnie wam ono do gustu ^^
Ciało: Prolog
-Słuchasz
mnie w ogóle?- zamyślenie blondyna przerwał melodyjny głos
brunetki siedzącej obok niego. Spojrzał na nią, jakby wyrwany z
głębokiego snu i uśmiechnął się przepraszająco, na co brunetka
jedynie cicho westchnęła.
-Doprawdy
Erwin, jak na dowódcę oddziału, zbyt łatwo się dekoncentrujesz.-
podsumowała kobieta z cichym westchnięciem.
-Wybacz
Marie, ostatnimi czasy nie mam zbyt wiele wolnego czasu ani chwili
wytchnienia... a ten zachód słońca jest taki piękny... zupełnie
tak jak ty- mężczyzna posłał kobiecie czarujący uśmiech, jednak
ona jedynie głośno się zaśmiała.
-I
za to cię lubię Erwin- przyznała z uśmiechem. Chwilę siedzieli w
ciszy, przyglądając się złocistemu zachodowi słońca. Ciepły
wiatr delikatnie rozwiewał ich włosy i gładził twarz.
-To
pożegnanie?- w końcu przerwał denerwującą ciszę mężczyzna.
Kobieta niepewnie skinęła głową i ze smutkiem wbiła spojrzenie w
podłoże.
-Przepraszam
cię Erwin. To nie miało tak wyglądać.-przyznała.-Ja...
-Nic
się nie stało.-Przerwał jej- Jestem szczęśliwy, że tobie i
Nile'owi się ułożyło-powiedział siląc się na uśmiech. Był
zazdrosny. Był tak cholernie zazdrosny, a zarazem wściekły. Nie
przypuszczałby, że kobietę do której od dłuższego czasu
wzdychał, odbierze mu jego najlepszy przyjaciel. Dlaczego tak się
stało?- Życzę wam szczęścia...-powiedział po chwili z
wymuszonym uśmiechem.
*
-Kapralu
Levi, musi pan to zobaczyć!!-krzyknął mężczyzna, wbiegając do
pokoju kaprala. Na jego czole wykwitły drobne kropelki potu, a jego
oddech i bicie serca były przyspieszone do maksimum.
-Kto
ci pozwolił wchodzić do mojego pokoju? Zaświniłeś mi podło...
-Nie
ma na to czasu! Chodzi o dowódcę Erwina!!!-przerwał mu mężczyzna.
W
każdej normalnej chwili Kapral byłby na tyle wściekły, że
przybysz z hukiem wyleciałby przez okno, jednak gdy tylko usłyszał
imię swojego dowódcy, jego źrenice się zwęziły.
-Co
się stało?-spytał
-Proszę
za mną! Szybko!-powiedział mężczyzna i wybiegł na korytarz.
Niewiele myśląc kapral, pobiegł za nim, przeklinając swoją
wyobraźnię. Miał złe przeczucia, co bardzo go wkurwiało.
Nienawidził mieć złych przeczuć. I choć miewał je rzadko,
zawsze się spełniały. Teraz gdy chodziło o Erwina, Levi czuł, że to o w tej chwili odczuwał zaraz zmiażdży mu serce. Owszem. Nie potrafił ukazywać
swoich uczuć. Źle się czuł z tym, że inni zawsze źle je
odczytują. Dlatego więc postanowił ukryć się za maską
obojętności.
Po
chwili dotarli do biura Erwina, wokół którego stał wianuszek
przechodnich gapiów.
-Rozejść
się to rozkaz!-warknął kapral, przeciskając się przez tłum. W
pewnym momencie poczuł, że traci równowagę i runął wprost na
podłogę. Po pomieszczeniu rozległo się głośne „chlup”. Levi
dopiero po chwili zorientował się co wydało taki odgłos. Powoli i
w milczeniu spojrzał na swoje dłonie, teraz całkowicie pokryte
stygnącą, szkarłatną cieczą. Jego wzrok przeniósł się na
podłogę, całkowicie pokrytą ową mazią. Powoli przesuwał
spojrzeniem po śladach czerwonej cieczy, aż w końcu jego wzrok
zatrzymał się na martwym, pustym spojrzeniu jego dowódcy. Twarz blondyna wyglądała tak spokojnie... gdyby nie jego otwarte oczy, rana i cały ten bałagan, Levi mógłby przysiąc, że jego ukochany tylko śpi, śniąc o lepszym świecie. Śniąc o wolności...
Kapral
powoli podniósł się z ziemi, wciąż wpatrując się w martwe
ciało blondyna i analizując każdy najdrobniejszy szczegół, począwszy od śladów walki, a skończywszy na zakrwawionym nożu leżącym obok dowódcy. W głowie Leviego rozbrzmiewały setki myśli, a serce
krajało się i pękało na miliony kawałeczków. W tej chwili
musiał naprawdę mocno się powstrzymać, żeby nie zacząć płakać. To co zobaczył, wstrząsnęło nim do granic możliwości. Nie żyje. Jego ukochany... jedyna osoba, która go
rozumiała...jedyna osoba, którą darzył sekretnym uczuciem... nie
żyje...
-Złapaliście
mordercę?-spytał chłodno, wciąż wpatrując się w ciało. Robiło
mu się niedobrze na samą myśl o tym, że śmieć, który to
zrobił, uciekł i może posunąć się do kolejnych zbrodni.
-Nie
heichou...-powiedział jeden z gapiów, na co Levi westchnął i
skierował się do wyjścia.
-Zajmijcie
się tym. Nie ma być ani grama krwi na tej podłodze, jasne?-warknął
i odszedł, w głębi serca czując przerażający chłód i
pustkę...
Subskrybuj:
Posty (Atom)