wtorek, 28 kwietnia 2015

Linuxa próbuje swych sił w tłumaczeniu

Ohayo~~ Ostatnimi czasy zgubiłam się w internetach i trafiłam na dość ciekawą opowieść, której kreska zachwyciła moje oczy :D Postanowiłam więc zrobić jej tłumaczenie i na razie przetłumaczyłam tylko tyle. Mam nadzieję, że wszystko jest dobrze, aczkolwiek nie wszystkie zwroty dało się tak jasno przełożyć na język polski :) W każdym bądź razie: enjoy: :D
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

illust & story by carymono id=2571895
english proof by Wataridoii
Link do oryginału
Polskie tłumaczenie: Linuxa












sobota, 25 kwietnia 2015

Ciało: Rozdział 1

Ohayo~~ Co tam u was słychać? :) Od razu przerpaszam, że ten rozdział taki trochę bez sensu, ale obiecuję, że następne będą już lepsze :)

Rozdział 1: Śniadanie

Kaprala obudziło pukanie do drzwi. Leniwie rozchylił powieki i rozejrzał się po pustym pokoju skąpanym promieniami porannego słońca, przedzierającego się przez zasłony. Levi ziewnął cicho i dopiero po chwili zorientował się, że śpi ściskając – a wręcz owijając się jedną z ulubionych koszul Erwina.
Erwin... Erwin... tak za tobą tęsknię...

Levi pociągnął nosem i otarł łzy w rękaw śnieżnobiałej koszuli – jedynej pamiątki pozostałej po zmarłym dowódcy. Żałował, że pozwolił żołnierzom rozdać rzeczy Erwina, ale co innego miał zrobić? Trzymanie tego wszystkiego tylko dlatego, że Erwin był jedyną osoba, którą kochał Levi byłoby po prostu śmieszne.
Kapral odetchnął parę razy, czując, że do oczu znów napływają mu łzy i chwilę wpatrywał się w koszulę, by w końcu – łamiąc wszystkie swoje życiowe zasady – zwinąć ją w kulkę i wepchnąć pod materac swojego łóżka. Uznał, że to miejsce będzie najlepszą kryjówką na tak intymną i dość wstydliwą rzecz. Każdy kto znalazłby taką koszulę, mógłby pomyśleć sobie coś nieodpowiedniego, a Levi jak najbardziej pragnął tego uniknąć. Z natury był osobą rozważną i mimo iż czasem miewał swoje humorki, zawsze potrafił znaleźć najlepsze wyjście z sytuacji. Oczywiście jego”talent” był niczym w porównaniu z tym jego dowódcy...
Pukanie do drzwi znów się powtórzyło i nieco nasiliło. Pusty dźwięk rozszedł się po pokoju i ponownie dotarł do uszu mężczyzny, drażniąc je swoją intensywnością.
-Kapralu...jest pan tam?-niewinny i lekko przerażony głosik był nieco stłumiony przez grube, dębowe drzwi, ale mimo wszystko Kapral i tak rozpoznał, że to głos Erena. Levi westchnął i przetarł dłonią zmęczoną twarz.

Jeszcze tego gówniarza mi tu brakowało. Jak to mawiają gówniarz z rana jak śmietana

-Czego chcesz?- warknął, wstając z łóżka i zaczynając doprowadzać się do porządku. Obmył twarz dużą ilością chłodnej wody, by pozbyć się wszelkich dowodów na to, że płacz niosący się przez całą noc po posiadłości należał do niego. Szybko rozczesał swoje włosy, a na koniec ubrał się i starannie zawiązał białą chustę na swojej szyi. Momentalnie zatęsknił za delikatnym dotykiem Erwina, który zwykle poprawiał jego chustę i mundur. Rivaille westchnął cicho i otworzył drzwi stanowczym ruchem.
-Spóźnia się pan na śniadanie...-pisnął Eren, mierzony groźnym spojrzeniem mężczyzny. Eren przełknął gulę, którą miał w gardle i niepewnie spojrzał w pełne chłodu, kobaltowe oczy swojego dowódcy. Mimo, że kapral starał się ukrywać swój smutek głęboko w sobie i tak wszyscy wiedzieli, że od czasu śmierci Erwina, Levi nie jest już tą samą osobą. Każdej nocy zamyka się w swoim pokoju i wypłakuje w poduszkę, a uspokaja się dopiero, gdy owinie się śnieżnobiałą koszulą swojego zmarłego ukochanego. Wszyscy jednak milczeli, bowiem każdy wiedział, że wraz ze śmiercią dowódcy, Levi stracił już wszystkich, których kochał...
Kapral mruknął na to pod nosem i znów spojrzał na Erena jak na idiotę, po czym nic nie odpowiadając, udał się do kantyny. Gdy tylko pojawił się w pomieszczeniu, spojrzenia wszystkich zebranych skierowały się ku niemu. W pomieszczeniu zapanowała niezręczna cisza, na co kapral jedynie westchnął i zajął swoje ulubione miejsce. Teraz, gdy nie było Erwina, był jedyną osobą zasiadającą przy tym stole. Mężczyzna westchnął ciężko i poszedł po swoją porcję jedzenia, by po chwili wrócić na swoje miejsce. Był głodny. Nie jadł od wczorajszego poranka, ponieważ przegapił wczorajszy obiad i kolację. Mimo, że Erwin umarł, Levi wciąż wypełniał jego ostatnie rozkazy, a teraz miał jeszcze dwa razy więcej roboty. Musiał zająć się sprzątaniem, trenowaniem świeżaków, pilnowaniem Erena i papierkową robotą. Naprawdę bardzo ciężko było mu wszystko ogarnąć, co cholernie go irytowało. Mężczyzna mruknął niezadowolony z własnych myśli i szybko pochłonął całą zawartość swojego talerza, jednakże tak jak się spodziewał, dwie marne kromki chleba ze smalcem i kawa, nie nasyciły go odpowiednio. Mężczyzna ciężko westchnął. Cholerny kryzys. Cholerny brak jedzenia. Cholerne tytany! Levi zapewne znalazłby więcej „cholernych” rzeczy w tym cholernym świecie, ale miał już dość narzekania. Z resztą narzekanie nie napełni mu żołądka domagającego się jedzenia, którego nie było. Mimo, iż był wyższym stopniem to jego przydziały żywności były niewiele większe co przeciętnego żołnierza. Jedynie Erwin mógł pozwolić sobie na jadanie mięsa na śniadanie i obiad. O kolacji nie było już mowy. Myśli kaprala pownownie zaczęły krążyć wokół jednego imienia. Erwin... Erwin... Mężczyzna spiął się w sobie, usiłując powstrzymać napływające do oczu łzy, gdy nagle dostrzegł kogoś, na kim mógłby wyżyć swój gniew, rozgoryczenie i smutek.
-Oi Eren!-krzyknął, wstając od stołu.
-T-tak heichou?-spytał chłopak z lekkim przerażeniem. Miał bardzo złe przeczucia, zwłaszcza, że kapral patrzył na niego jak na worek treningowy.
-Chodź.-mruknął kapral
-A-ale kapralu...ja jeszcze nie zjadłem śniadania!-pisnął, jednak gdy tylko wzrok Leviego przeszył go na wylot, zamilkł i z westchnięciem posłusznie ruszył za kapralem.

sobota, 18 kwietnia 2015

Ciało

Ohayo~~ Wybaczcie, że długo nie dawałam znaku życia. Zbierałam pomysły i zaczęłam tworzyć nowe odpowiadanie :)
Mam nadzieję, że przypadnie wam ono do gustu ^^

Ciało: Prolog
-Słuchasz mnie w ogóle?- zamyślenie blondyna przerwał melodyjny głos brunetki siedzącej obok niego. Spojrzał na nią, jakby wyrwany z głębokiego snu i uśmiechnął się przepraszająco, na co brunetka jedynie cicho westchnęła.
-Doprawdy Erwin, jak na dowódcę oddziału, zbyt łatwo się dekoncentrujesz.- podsumowała kobieta z cichym westchnięciem.
-Wybacz Marie, ostatnimi czasy nie mam zbyt wiele wolnego czasu ani chwili wytchnienia... a ten zachód słońca jest taki piękny... zupełnie tak jak ty- mężczyzna posłał kobiecie czarujący uśmiech, jednak ona jedynie głośno się zaśmiała.
-I za to cię lubię Erwin- przyznała z uśmiechem. Chwilę siedzieli w ciszy, przyglądając się złocistemu zachodowi słońca. Ciepły wiatr delikatnie rozwiewał ich włosy i gładził twarz.
-To pożegnanie?- w końcu przerwał denerwującą ciszę mężczyzna. Kobieta niepewnie skinęła głową i ze smutkiem wbiła spojrzenie w podłoże.
-Przepraszam cię Erwin. To nie miało tak wyglądać.-przyznała.-Ja...
-Nic się nie stało.-Przerwał jej- Jestem szczęśliwy, że tobie i Nile'owi się ułożyło-powiedział siląc się na uśmiech. Był zazdrosny. Był tak cholernie zazdrosny, a zarazem wściekły. Nie przypuszczałby, że kobietę do której od dłuższego czasu wzdychał, odbierze mu jego najlepszy przyjaciel. Dlaczego tak się stało?- Życzę wam szczęścia...-powiedział po chwili z wymuszonym uśmiechem.

*

-Kapralu Levi, musi pan to zobaczyć!!-krzyknął mężczyzna, wbiegając do pokoju kaprala. Na jego czole wykwitły drobne kropelki potu, a jego oddech i bicie serca były przyspieszone do maksimum.
-Kto ci pozwolił wchodzić do mojego pokoju? Zaświniłeś mi podło...
-Nie ma na to czasu! Chodzi o dowódcę Erwina!!!-przerwał mu mężczyzna.
W każdej normalnej chwili Kapral byłby na tyle wściekły, że przybysz z hukiem wyleciałby przez okno, jednak gdy tylko usłyszał imię swojego dowódcy, jego źrenice się zwęziły.
-Co się stało?-spytał
-Proszę za mną! Szybko!-powiedział mężczyzna i wybiegł na korytarz. Niewiele myśląc kapral, pobiegł za nim, przeklinając swoją wyobraźnię. Miał złe przeczucia, co bardzo go wkurwiało. Nienawidził mieć złych przeczuć. I choć miewał je rzadko, zawsze się spełniały. Teraz gdy chodziło o Erwina, Levi czuł, że to o w tej chwili odczuwał zaraz zmiażdży mu serce. Owszem. Nie potrafił ukazywać swoich uczuć. Źle się czuł z tym, że inni zawsze źle je odczytują. Dlatego więc postanowił ukryć się za maską obojętności.
Po chwili dotarli do biura Erwina, wokół którego stał wianuszek przechodnich gapiów.
-Rozejść się to rozkaz!-warknął kapral, przeciskając się przez tłum. W pewnym momencie poczuł, że traci równowagę i runął wprost na podłogę. Po pomieszczeniu rozległo się głośne „chlup”. Levi dopiero po chwili zorientował się co wydało taki odgłos. Powoli i w milczeniu spojrzał na swoje dłonie, teraz całkowicie pokryte stygnącą, szkarłatną cieczą. Jego wzrok przeniósł się na podłogę, całkowicie pokrytą ową mazią. Powoli przesuwał spojrzeniem po śladach czerwonej cieczy, aż w końcu jego wzrok zatrzymał się na martwym, pustym spojrzeniu jego dowódcy. Twarz blondyna wyglądała tak spokojnie... gdyby nie jego otwarte oczy, rana i cały ten bałagan, Levi mógłby przysiąc, że jego ukochany tylko śpi, śniąc o lepszym świecie. Śniąc o wolności...
Kapral powoli podniósł się z ziemi, wciąż wpatrując się w martwe ciało blondyna i analizując każdy najdrobniejszy szczegół, począwszy od śladów walki, a skończywszy na zakrwawionym nożu leżącym obok dowódcy. W głowie Leviego rozbrzmiewały setki myśli, a serce krajało się i pękało na miliony kawałeczków. W tej chwili musiał naprawdę mocno się powstrzymać, żeby nie zacząć płakać. To co zobaczył, wstrząsnęło nim do granic możliwości. Nie żyje. Jego ukochany... jedyna osoba, która go rozumiała...jedyna osoba, którą darzył sekretnym uczuciem... nie żyje...
-Złapaliście mordercę?-spytał chłodno, wciąż wpatrując się w ciało. Robiło mu się niedobrze na samą myśl o tym, że śmieć, który to zrobił, uciekł i może posunąć się do kolejnych zbrodni.
-Nie heichou...-powiedział jeden z gapiów, na co Levi westchnął i skierował się do wyjścia.
-Zajmijcie się tym. Nie ma być ani grama krwi na tej podłodze, jasne?-warknął i odszedł, w głębi serca czując przerażający chłód i pustkę...