wtorek, 11 listopada 2014

Szkarłat

Ohayo~! Jak wam mija długi weekend?  :) Szkoda tylko, że jutro trzeba już iść do szkoły T^T ale mówi się trudno. Pocieszę was, że do świąt zostało tylko sześć tygodni... (obliczyła, że sześć tygodni = dwanaście lekcji fizyki.... Q.Q czemu tak dużo?!!!!)  Dobra... to żadne pocieszenie T^T ale przynajmniej zostały tylko trzy dni do soboty *-* :) Byle do przodu ^^

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Levi x Eren
Szkarłat
Drzwi biblioteki cicho skrzypnęły. Chwilę potrwało, nim po kamiennej posadce rozległy się kroki, echem rozchodzące się między regałami pełnymi książek. Było już ciemno. Na zewnątrz szalała wichura, a Eren nie mógł zasnąć. Ignorując rozkaz o pozostaniu w podziemiach, postanowił udać się na małą, wieczorną przechadzkę po twierdzy. I tak przez tą burzę nikt go nie usłyszy.... 
Z uśmiechem na ustach podszedł do jednego z regałów i przejechał palcami po grzbietach książek. Lubił zapach książek, który towarzyszył mu od dzieciństwa, bowiem mimo, iż kolekcja doktora Jaegera nie była tak imponująca, jak zbiory Zwiadowców, była przeglądana, czytana i niszczona przez Erena wiele razy. Zielonooki mimowolnie uśmiechnął się na te wspomnienia, które mimo, iż były przygnębiające, to dawały mu siłę, by żyć dalej.
- Z czego rżysz głąbie? - z zamyślenia, wyrwał Erena chłodny głos. Chłopak niechcący upuścił trzymaną w dłoniach książkę, która z hukiem upadła na posadzkę. -Ciszej debilu!-syknął mężczyzna i Eren dopiero teraz zorientował się, że to głos kaprala. Eren gwałtownie zasalutował, jednak po chwili zaczął się rozglądać po pomieszczeniu, w którym panował półmrok. Jedynym źródłem światła, była świeczka, którą wcześniej postawił na biurku. Trochę potrwało, nim oczy chłopaka przyzwyczaiły się do ciemności. Dopiero wtedy zdołał ujrzeć zarys sylwetki kaprala, stojącego w kącie pokoju.
- Dlaczego siedzi pan w ciemności kapralu? C-czy wszystko dobrze? -spytał chłopak i ruszył w kierunku mężczyzny.
- Nie zbliżaj się! - krzyk Leviego rozniósł się po pomieszczeniu, a po plecach Erena momentalnie przebiegły ciarki. Zielonooki gwałtownie się zatrzymał i ze zdziwieniem spojrzał na zarys, kaprala, który teraz kulił się na podłodze, wciśnięty w róg pomieszczenia. Eren przełknął ślinę i niepewnie podszedł do żyrandola i zapalił wszystkie świece. Momentalnie w pomieszczeniu zrobiło się jaśniej, a Eren mógł dokładnie przyjrzeć się kapralowi.
- Debil! - krzyknął Levi, mrużąc oczy i momentalnie zasłaniając twarz, a szczególnie usta i nos, dłońmi. - N-nie patrz na mnie! - dodał. Eren, chwilę się wahał, a po chwili postanawiając złamać rozkaz, podszedł do mężczyzny i przykucnął obok niego. Delikatnie odsunął dłonie kaprala od jego twarzy i w tym momencie zamarł. Levi był bledszy niż zwykle, co doskonale podkreślało intensywny kolor jego oczu. Jednak rzeczą, którą najbardziej zaskoczyło chłopaka było to, że z rozchylonych ust mężczyzny wystawała para, śnieżnobiałych i ostrych jak brzytwy kłów.
- Na co się gapisz?! -powiedział mężczyzna, jednak w jego głosie dało się słyszeć rozpacz.
- Wampir... - szepnął Eren, przypominając sobie książkę, którą kiedyś czytał. Myślał, że takie istoty nie istnieją, że to tylko fikcja pseudo pisarza...ale właśnie teraz... istota, która nie powinna istnieć w tym świecie, siedziała przed nim i wszystkimi siłami usiłowała powstrzymać się, przed rzuceniem się na chłopaka.
- J-jakim cudem? K-kiedy? - spytał i mimowolnie zaczął wpatrywać się w wysunięte kły.
- Na ostatnim zwiadzie coś zaatakowało mnie i moich żołnierzy... nie był to tytan... to było...szybkie... zabiło moich żołnierzy... tylko ja ocalałem, ale stałem się....tym... - powiedział roztrzęsiony kapral. W tych słowach już nie dało się wyczuć tej wyższości, pogardy.... zamiast nich górował strach, pokora i nienawiść do samego siebie...
Eren pokiwał głową na znak, że rozumie i niepewnie usiadł obok kaprala.
- K-kiedy ostatni raz pan jadł sir? -spytał niepewnie, na co kapral prychnął.
- Nie rób z siebie męczennika bachorze. - warknął, jednak Eren, złapał kaprala za przedramię.
- To samo tyczy się pana sir. - powiedział i spojrzał na kaprala z determinacją. Rivaille westchnął cicho.
- Kilka dni temu - odparł - jestem tak strasznie głodny - dodał ze wstydem. Eren nie krępując się, odchylił kołnierz swojego munduru.
Źrenice Leviego momentalnie się zwęziły, a kły jeszcze bardziej wysunęły. Nie czekając na pozwolenie, chwycił Erena za ramiona i pchnął go na posadzkę. Zawisł nad nim i po chwili zanurzył kły w szyi chłopaka. Po ciele Erena przechodziły dreszcze. Było to tak niesamowite uczucie...słyszeć każdy, łapczywy łyk, czuć krew buzującą w żyłach i wpływającą wprost do ust kaprala. Eren zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu. Z jego gardła wyrwał się cichy jęk rozkoszy. Nagle kapral wyciągnął kły i przejechał językiem po nacięciach. Eren westchnął niezadowolony, jednak bardzo się zdziwił, gdy nagle poczuł krótkie pocałunki na swojej szyi. Z jego gardła ponownie wyrwało się ciche westchnięcie, gdy poczuł błądzącą po swoim torsie, chłodną dłoń mężczyzny, która zaraz potem zniknęła, by rozerwać jego koszulę, a potem resztę jego ubioru, z którego dosłownie zostały strzępy. Zawstydzony spojrzał na kaprala, ściągającego swoją koszulę i idealnie składającego ją w kostkę. Levi westchnął i z tęsknym wzrokiem odłożył ją na zakurzoną półkę. W tym momencie mężczyzna wydał się Erenowi jeszcze bardziej podniecający. Rivaille wrócił do składania pocałunków na ciele chłopaka, od czasu do czasu, zatapiając w jego skórze swoje kły, na co chłopak jęczał z przyjemności. Nie mogąc się dłużej powstrzymać, Levi uniósł biodra chłopaka i wszedł w niego, na co z gardła Erena wyrwał się krzyk, zagłuszany przez błyskawicę. Kapral poruszał się coraz szybciej dostarczając im obu wiele przyjemności. Zdobił pocałunkami ciało Erena, zostawiając po sobie mokre ślady ust, oraz ślady po swoich kłach, z których powoli sączyła się krew zielonookiego.  
Jego dłonie delikatnie gładziły plecy i pośladki Erena, wyczuwając każdą, nawet najmniejszą wibrację jego skóry. Eren wił się pod dotykiem kaprala, a jego jęki przerywane były grzmotami i deszczem rozbijającym się o szyby.
Już po chwili oboje szczytowali. Kapral wisiał chwilę nad Erenem, ostatni raz czule całując jego usta, a potem wysunął się z niego i zaczął ubierać.

Następnego dnia, deszcz ustał, a na jego miejsce pojawiło się słońce. Eren, trochę obolały, właśnie kończył jeść śniadanie, uśmiechając się od ucha do ucha. Nie odpowiadając na pytania przyjaciół, ruszył w kierunku wyjścia ze stołówki, gdy właśnie minął kaprala.
- Zakryj tą malinkę idioto - mruknął kapral, a Eren od razu strzelił buraka.
- Debil! - powiedział ze łzami w oczach i wybiegł ze stołówki. Nienawidzę go! Tak bardzo go nienawidzę!!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz