czwartek, 24 grudnia 2015

Wesołych Świąt!

To był naprawdę pracowity rok. Jednak mimo to przygotowałam dla Was małą, świąteczną niespodziankę. 

-Niespodziankę? Jaką?
Na stronie pojawią się one shoty - niespodzianki

-Na czym polega ta zabawa?
To naprawdę banalna rzecz. Wystarczy w komentarzu pod tym postem napisać paring (głównie yaoi) i anime, z którego ten parung się wziął, a ja napiszę i opublikuję tu one shota

-Kto może wziąć udział w zabawie?
Każdy, nie tylko osoby obserwujące bloga, ale również anonimowi lub przypadkowi goście bloga

-Do kiedy trwa akcja i można się zgłaszać?
Zgłoszenia będą przyjmowane do końca świąt - do 26.12.15 do godziny 23:59, a one shoty ostatecznie będą pojawiać się do 30.12.15

-Czy może być to dowolne anime bądź film/ serial?
Tak, pod warunkiem, że go oglądałam. Dlatego proszę o wypisanie kilku paringów, a ja coś z nich wybiorę. Jeśli nie będę znała żadnego z nich, skontaktuję się z osobą lub odrzucę zgłoszenie

-Czy mogę podać coś więcej niż tylko paring?
Owszem, ale pamiętaj, im więcej informacji lub większy zarys fabuły, tym mniejsza niespodzianka.

W razie jakiś pytań, pamiętajcie, że zawsze możecie do mnie napisać, nie gryzę tylko połykam w całości :>

Jeszcze raz życzę Wam WESOŁYCH ŚWIĄT~!


środa, 15 lipca 2015

Eren x Levi ,,Gabinet stomatologiczny doktora Leviego"

Witam :)
W związku z moją poniedziałkową wizytą u dentysty wpadłam na (myślę, że dość ciekawy) pomysł :)
A wam jak mijają wakacje? :)

Gabinet stomatologiczny doktora Leviego

-Hange kogo mamy następnego?- spytał Levi swojej asystentki, dokładnie myjąc swoje ręce i zajmując się wkładaniem wierteł do odpowiednich odczynników, mających za zadanie oczyścić je z bakterii.
-Wydaje mi się, że następny był Eren Jaeger panie doktorze- odparła kobieta, przeglądając swoją kartotekę i odczytując imię osoby umówionej na godzinę szesnastą.
Levi zamyślił się chwilę, usiłując skojarzyć imię pacjenta, jednak nie potrafił, co trochę go zdziwiło. Mimo wszystko wydało mu się, że gdzieś już słyszał to nazwisko.
-Czy był już tutaj?- spytał w końcu chcąc rozwiać swoje wszelkie wątpliwości.
-Nie, panie doktorze. To jego pierwszy raz.- powiedziała brunetka z lekkim uśmiechem, widząc ten błysk w oku stomatologa. Levi lubił nowych pacjentów. Sam nie wiedział dlaczego tak było. Może dlatego, że jego gabinet nie należał do tych najbardziej obleganych, a każdy pacjent oznaczał zarobek. Chyba na tym najbardziej mu zależało. No bo w końcu z czegoś żyć musiał. A i tak część z tego, co zarobił musiał przeznaczyć na nowe przyrządy, masy, formy do odlewania odcisków zgryzu i wiele, wiele więcej. Oczywiście za media takie jak prąd też musiał zapłacić, a mało kto zdaje sobie sprawę, że taka machina jaką jest cały fotel, na którym pacjent sobie wygodnie siedzi, potrzebuje dość sporo energii elektrycznej. Na końcu rachunków pozostaje jeszcze opłacenie pensji jego asystentki, a od razu wspomnę, nie jest to najniższa krajowa. Tak więc Levi był tym biedniejszy im mniej pacjentów zawitało w jego gabinecie, toteż od razu kazał kobiecie zawołać do gabinetu nowego pacjenta. Po chwili w drzwiach pojawił się trochę wystraszony szesnastolatek, o roztrzepanych, brązowych włosach i zielonym spojrzeniu. Widać było, że nie przepada za dentystami, toteż Levi miał przeczucie, że ta wizyta nie będzie należała do tych najprzyjemniejszych.
-Zapraszam na fotel- powiedział doktor i wskazał ręką siedzenie, na którym po chwili pojawił się lekko drżący chłopak. Levi ustawił fotel odpowiednio do jego wysokości (na co Hange trochę się zaśmiała. Doktor bowiem nie należał do osób o szczególnie wysokim wzrostem, toteż fotel musiał bardziej obniżać niż podwyższać, co dla obserwatora, było dość komicznym widokiem).
-Proszę otworzyć usta- powiedział, zakładając rękawiczki i maskę na usta, po czym ustawiając lampę i biorąc lusterko. -Powiedz mi dokładnie, co cię boli – powiedział szczerze, zajmując się bacznym oglądaniem zębów chłopaka. Musiał przyznać. Po dokładnych oględzinach bardzo się zdziwił, bowiem zęby chłopaka były wręcz w idealnym stanie. Ani jednego ubytku, ani jednej ryski na śnieżnobiałym szkliwie. Levi nie sądził, że kiedykolwiek w jego gabinecie znajdzie się ktoś, kto wcale nie będzie potrzebował pomocy stomatologa.
„Hipochondryk, czy co?” pomyślał Levi, wyjmując narzędzie z ust chłopaka i patrząc na niego oczekując jakiegokolwiek wyjaśnienia.
-Nic mi nie dolega panie doktorze... -powiedział chłopak z lekkim rumieńcem, a Leviemu zadrżała brew. Po prostu nie cierpiał ludzi, który zawracają mu głowę jakimiś błahostkami. W czasie gdy chłopak tu jest, Levi zdążyłby zająć się innym pacjentem...
-Więc po co tu przyszedłeś?- warknął Levi wyraźnie zirytowany. Nawet jego asystentka wiedziała, że czas brać nogi za pas i czym prędzej czmychnęła tłumacząc się ważnym telefonem.
-Bo pana kocham- odpowiedział chłopak praktycznie cały zalewając się rumieńcem, na co brew pana doktora powędrowała wysoko do góry. Chciał coś powiedzieć, ale naprawdę nie wiedział co. Pierwszy raz od dawna kompletnie go zatkało. Ba! Dokonał tego dzieciak...
-Że co proszę?- udało mu się wydukać w końcu.
-Kocham pana – powtórzył chłopak i szybkim ruchem przyciągnął Leviego do nagłego pocałunku. Leviego aż ciarki przeszły po plecach, gdy przypomniał sobie wiedzę na temat bakterii żyjących w ludzkich ustach. Obrzydziło go to tak, że miał ochotę wręcz zwymiotować, ale szybko oderwał się od chłopaka, ocierając usta. -Naprawdę pana kocham. Obserwuję pana już od bardzo dawna, jest pan przyjacielem mojego ojca... kocham pana... kocham, kocham, kocham...-powtarzał chłopak, a Levi dopiero teraz zorientował się skąd kojarzył to nazwisko. Więc jednak, doktor Jaeger ma syna idiotę...
-Zamknij się już- warknął, jednak po chwili znów został przyciągnięty do pocałunku, a potem dość brutalnie rozebrany. Już chciał zacząć krzyczeć i odpychać od siebie Jaegera, gdy poczuł jak chłopak znów łączy swoje usta z odpowiednikami Leviego w bardzo, bardzo namiętnym pocałunku, a Levi mimo że nigdy się do tego nie przyzna, po prostu się temu poddał. Zamknął oczy i niepewnie zaczął odwzajemniać swój pocałunek. Wiedział, że będzie tego żałował, ale w tej chwili naprawdę nie mógł się powstrzymać. Nie robił tego tak dawno... tak dawno, że aż zaczęło mu tego brakować... Z jego ust wyrwało się westchnięcie, gdy poczuł w sobie palce chłopaka, usiłujące rozciągnąć go, by nie czuł bólu podczas ich stosunku. Już po chwili Levi leżał na fotelu z szeroko rozstawionymi nogami, czekając aż chłopak w niego wejdzie i modląc się o to, żeby Hange nie postanowiła nagle pojawić się w gabinecie. Nie chciał myśleć, co byłoby, gdyby go takiego zobaczyła. Zapewne stałby się pośmiewiskiem każdego w tym małym miasteczku, a tego nie chciał. No bo, który normalny dorosły mężczyzna, pozwala się pierdolić przez nastolatka?
Nagle jednak jego przemyślenia przerwał Eren, całując go namiętnie i powoli w niego wchodząc. Już po chwili zaczął się poruszać, wywołując serię jęków wydowywających się z ust mężczyzny (tłumionych, bo tłumionych, ale jednak jęków). Chłopak przyspieszył, przy okazji zaczynając stymulować członek Leviego, po czym nie potrzeba było wielu ruchów, by oboje osiągnęli spełnienie. Nagle Levi poczuł, że spada. Rozpaczliwie próbował się złapać czegoś, jednak upadek nastąpił. Nie był jakiś bolesny, ale jednak Levi zdążył go poczuć. Dopiero wtedy poczuł, że się budzi. Powoli otworzył oczy i rozejrzał się po swoim pokoju w siedzibie zwiadowców.
„Sen... To był tylko cholerny sen...”. Po chwili jego wzrok skierował się na Erena leżącego na jego łóżku, a Levi nie musiał długo myśleć, by domyślić się, że to on właśnie go zepchnął.

-JAEGER!!!-krzyknął, a wszyscy obecni w siedzibie wiedzieli już, co się stało.

środa, 8 lipca 2015

Jean x Marco ,,Czego najbardziej żałujesz w życiu?"

Witajcie :) Wybaczcie moją długą nieobecność, aczkolwiek w zasadzie dopiero od teraz rozpoczęły mi się wakacje (Choć tak nie do końca XD)
Wybaczcie, że mimo wyniku ankiety najpierw wrzucam na bloga opowiadanie dotyczące innego paringu, ale zostałam trochę zainspirowana i postanowiłam szkryfnąć krótki one-shot :)
Mam nadzieję, że wam się spodoba :) Przyznam, że pisząc to, tak bardzo wczułam się w Jeana, że w pewnym momencie się rozpłakałam (nie nie chodzi mi o to, że jest to tak beznadziejne, ale to też swoją drogą) W każdym bądź razie enjoy :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Czego najbardziej żałujesz w życiu?

Ktoś kiedyś zapytał mnie, czego najbardziej żałuję w życiu. Nie potrafiłem odpowiedzieć na to pytanie. Nie dlatego, że się tego wstydziłem, ale dlatego, że próbowałem grać kogoś kim nie jestem. Od zawsze starałem się wywyższać. Okazywać to, że jestem lepszy, że jestem mądrzejszy, silniejszy, szybszy... Po prostu chciałem być zauważalnym. Może nawet stać się czyimś autorytetem. Tak, to by było naprawdę coś.
I taki właśnie byłem, dopóki pewnego dnia znów nie usłyszałem tego pytania. Padło ono z ust osoby, która od początku szkolenia usiłowała udowodnić mi, że jednak się mylę. Wiesz o kogo mi chodzi, prawda? Zawsze byłeś zawiedziony naszymi kłótniami i chciałeś, byśmy się w końcu pogodzili. Właśnie ta myśl przyszła mi do głowy, gdy zacząłem zastanawiać się, czego tak naprawdę żałuję. W tej właśnie chwili świat skrzętnie tworzony przeze mnie przez tyle lat, po prostu pękł jak bańka mydlana. Przestał istnieć. Cała ta osłona po prostu zniknęła. Mury, które zbudowałem, by odgrodzić się od cierpienia po prostu ot tak runęły. Bo przypomniałem sobie Twoje słowa. Bo przypomniałem sobie Ciebie. Wiem, że Ty też zadałeś mi takie pytanie, pamiętasz to? Zapytałeś mnie o to, czego żałuję i co chciałbym zmienić. Pamiętasz to, jak wtedy Cię zbyłem i powiedziałem, że masz przestać się wydurniać? Ja po prostu nie chciałem Ci na nie odpowiedzieć. To pytanie po prostu mnie przygniotło. Znów sprawiło, że poczułem się bardzo mały na tym ogromnym świecie, że moja pewność siebie po prostu zniknęła. Nie chciałem byś mnie takiego oglądał. Nie chciałem, byś znał moją odpowiedź. Nie wiem, dlaczego się jej wstydziłem. Tak po prostu było. Gdy tylko otworzyłem usta, nic nie chciało z nich wypłynąć. Zawsze tak było. Zawsze zwlekałem z odpowiedzią. Zwlekałem naprawdę zbyt długo. Wiem, że może być już za późno, ale chcę, byś ją poznał. Tu. Teraz. Dlatego proszę usiądź, wysłuchaj mnie uważnie i proszę nie śmiej się ze mnie, dobra?
Czego najbardziej żałuję w życiu?
Chyba najbardziej tego, że już nigdy Cię nie zobaczę. Że nie dałem rady Cię ocalić. Że to przeze mnie zginąłeś... Przepraszam... Tak bardzo Cię zawiodłem... Ufałeś mi, pokładałeś we mnie nadzieje... ja powinienem był wtedy za Tobą pobiec. To ja powinienem tam zginąć, osłaniając Cię moim własnym ciałem. Żałuję, że tego nie zrobiłem. Że byłem zbyt bardzo przerażony, by ruszyć za Tobą w pogoń. Wiem, że nie zasługuję na Twoje wybaczenie i nigdy nie będę... Przepraszam Cię Marco...
Żałuję tego, że nigdy nie powiedziałem Ci, że Cię kocham. Żałuję, że zbyt bardzo się tego bałem... żałuję, że nie spędzałem z Tobą więcej czasu. Powinienem był to robić. Powinienem był cieszyć się z każdej chwili spędzonej z Tobą, cieszyć się z Twojego ciepłego uśmiechu, którym zawsze mnie obdarzałeś... powinienem był częściej patrzeć Ci w oczy, których spojrzenie sprawiało, że moje serce naprawdę biło szybciej i szybciej... Powinienem był kiedykolwiek Cię pocałować, poczuć smak Twoich ust, które tak bardzo mnie kusiły. Dlaczego tego nie zrobiłem? Dlaczego nie pozostawiłem na nich choćby lekkiego muśnięcia? Dlaczego jestem takim tchórzem...
Żałuję też tego, że nigdy nie potrafiłem powiedzieć Ci tego, jak słodko śpisz. Tego, że codziennie budziłem się wcześniej tylko po to, by móc zobaczyć Cię pogrążonego we śnie. Takiego delikatnego... takiego kruchego...
Żałuję tego, że nigdy nie pogłaskałem Cię po policzku, że nigdy nie dotknąłem Twoich piegów, choć czasem naprawdę mnie to kusiło. Mimo, że ich nienawidziłeś. Ja uważałem, że są naprawdę piękne...
Oh Marco... tak bardzo za Tobą tęsknię... Marco... Powinienem był wypowiadać Twoje imię częściej i częściej i częściej i częściej. Teraz.... teraz tylko ono mi zostało... Ono i ogromny żal, który noszę w sercu i będę go nosił, aż do mego kresu. Oh Marco... dlaczego byłem takim głupcem?
-Jean?
Marco? Czy to naprawdę Ty?
-Jean
Marco... Marco gdzie jesteś?
-Jean proszę obudź się
Tak bardzo chciałbym to zrobić. Ale wiem, że gdy tylko otworzę oczy napotkam jedynie puste posłanie. Wiem, że już nigdy nie będę mógł popatrzeć jak śpisz. Tak bardzo Cię kocham Marco!
-Jean nie możesz tyle spać!
Wiem o tym Marco. Wiem, że ludzkość na mnie liczy. Wiem, że moim obowiązkiem jest walka... muszę bronić tego, co zostało mi w moich wspomnieniach. Muszę obronić tą część Ciebie, która tam jest i nigdy nie zostanie zapomniana.
-Jean już nie musisz walczyć.
Jak to? Jak to nie muszę walczyć? Ale jeśli... jeśli przestanę... stracę wszystko...
-Jean proszę otwórz oczy.
Dobrze Marco. Zrobię to. Zrobię to tylko dla Ciebie... Jesteś gotów? Otwieram je.
-Marco?-pytam zdziwiony widząc uśmiechniętą twarz czarnowłosego.

-Witaj w Raju Jean. Kazałeś mi naprawdę długo czekać.

wtorek, 28 kwietnia 2015

Linuxa próbuje swych sił w tłumaczeniu

Ohayo~~ Ostatnimi czasy zgubiłam się w internetach i trafiłam na dość ciekawą opowieść, której kreska zachwyciła moje oczy :D Postanowiłam więc zrobić jej tłumaczenie i na razie przetłumaczyłam tylko tyle. Mam nadzieję, że wszystko jest dobrze, aczkolwiek nie wszystkie zwroty dało się tak jasno przełożyć na język polski :) W każdym bądź razie: enjoy: :D
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

illust & story by carymono id=2571895
english proof by Wataridoii
Link do oryginału
Polskie tłumaczenie: Linuxa












sobota, 25 kwietnia 2015

Ciało: Rozdział 1

Ohayo~~ Co tam u was słychać? :) Od razu przerpaszam, że ten rozdział taki trochę bez sensu, ale obiecuję, że następne będą już lepsze :)

Rozdział 1: Śniadanie

Kaprala obudziło pukanie do drzwi. Leniwie rozchylił powieki i rozejrzał się po pustym pokoju skąpanym promieniami porannego słońca, przedzierającego się przez zasłony. Levi ziewnął cicho i dopiero po chwili zorientował się, że śpi ściskając – a wręcz owijając się jedną z ulubionych koszul Erwina.
Erwin... Erwin... tak za tobą tęsknię...

Levi pociągnął nosem i otarł łzy w rękaw śnieżnobiałej koszuli – jedynej pamiątki pozostałej po zmarłym dowódcy. Żałował, że pozwolił żołnierzom rozdać rzeczy Erwina, ale co innego miał zrobić? Trzymanie tego wszystkiego tylko dlatego, że Erwin był jedyną osoba, którą kochał Levi byłoby po prostu śmieszne.
Kapral odetchnął parę razy, czując, że do oczu znów napływają mu łzy i chwilę wpatrywał się w koszulę, by w końcu – łamiąc wszystkie swoje życiowe zasady – zwinąć ją w kulkę i wepchnąć pod materac swojego łóżka. Uznał, że to miejsce będzie najlepszą kryjówką na tak intymną i dość wstydliwą rzecz. Każdy kto znalazłby taką koszulę, mógłby pomyśleć sobie coś nieodpowiedniego, a Levi jak najbardziej pragnął tego uniknąć. Z natury był osobą rozważną i mimo iż czasem miewał swoje humorki, zawsze potrafił znaleźć najlepsze wyjście z sytuacji. Oczywiście jego”talent” był niczym w porównaniu z tym jego dowódcy...
Pukanie do drzwi znów się powtórzyło i nieco nasiliło. Pusty dźwięk rozszedł się po pokoju i ponownie dotarł do uszu mężczyzny, drażniąc je swoją intensywnością.
-Kapralu...jest pan tam?-niewinny i lekko przerażony głosik był nieco stłumiony przez grube, dębowe drzwi, ale mimo wszystko Kapral i tak rozpoznał, że to głos Erena. Levi westchnął i przetarł dłonią zmęczoną twarz.

Jeszcze tego gówniarza mi tu brakowało. Jak to mawiają gówniarz z rana jak śmietana

-Czego chcesz?- warknął, wstając z łóżka i zaczynając doprowadzać się do porządku. Obmył twarz dużą ilością chłodnej wody, by pozbyć się wszelkich dowodów na to, że płacz niosący się przez całą noc po posiadłości należał do niego. Szybko rozczesał swoje włosy, a na koniec ubrał się i starannie zawiązał białą chustę na swojej szyi. Momentalnie zatęsknił za delikatnym dotykiem Erwina, który zwykle poprawiał jego chustę i mundur. Rivaille westchnął cicho i otworzył drzwi stanowczym ruchem.
-Spóźnia się pan na śniadanie...-pisnął Eren, mierzony groźnym spojrzeniem mężczyzny. Eren przełknął gulę, którą miał w gardle i niepewnie spojrzał w pełne chłodu, kobaltowe oczy swojego dowódcy. Mimo, że kapral starał się ukrywać swój smutek głęboko w sobie i tak wszyscy wiedzieli, że od czasu śmierci Erwina, Levi nie jest już tą samą osobą. Każdej nocy zamyka się w swoim pokoju i wypłakuje w poduszkę, a uspokaja się dopiero, gdy owinie się śnieżnobiałą koszulą swojego zmarłego ukochanego. Wszyscy jednak milczeli, bowiem każdy wiedział, że wraz ze śmiercią dowódcy, Levi stracił już wszystkich, których kochał...
Kapral mruknął na to pod nosem i znów spojrzał na Erena jak na idiotę, po czym nic nie odpowiadając, udał się do kantyny. Gdy tylko pojawił się w pomieszczeniu, spojrzenia wszystkich zebranych skierowały się ku niemu. W pomieszczeniu zapanowała niezręczna cisza, na co kapral jedynie westchnął i zajął swoje ulubione miejsce. Teraz, gdy nie było Erwina, był jedyną osobą zasiadającą przy tym stole. Mężczyzna westchnął ciężko i poszedł po swoją porcję jedzenia, by po chwili wrócić na swoje miejsce. Był głodny. Nie jadł od wczorajszego poranka, ponieważ przegapił wczorajszy obiad i kolację. Mimo, że Erwin umarł, Levi wciąż wypełniał jego ostatnie rozkazy, a teraz miał jeszcze dwa razy więcej roboty. Musiał zająć się sprzątaniem, trenowaniem świeżaków, pilnowaniem Erena i papierkową robotą. Naprawdę bardzo ciężko było mu wszystko ogarnąć, co cholernie go irytowało. Mężczyzna mruknął niezadowolony z własnych myśli i szybko pochłonął całą zawartość swojego talerza, jednakże tak jak się spodziewał, dwie marne kromki chleba ze smalcem i kawa, nie nasyciły go odpowiednio. Mężczyzna ciężko westchnął. Cholerny kryzys. Cholerny brak jedzenia. Cholerne tytany! Levi zapewne znalazłby więcej „cholernych” rzeczy w tym cholernym świecie, ale miał już dość narzekania. Z resztą narzekanie nie napełni mu żołądka domagającego się jedzenia, którego nie było. Mimo, iż był wyższym stopniem to jego przydziały żywności były niewiele większe co przeciętnego żołnierza. Jedynie Erwin mógł pozwolić sobie na jadanie mięsa na śniadanie i obiad. O kolacji nie było już mowy. Myśli kaprala pownownie zaczęły krążyć wokół jednego imienia. Erwin... Erwin... Mężczyzna spiął się w sobie, usiłując powstrzymać napływające do oczu łzy, gdy nagle dostrzegł kogoś, na kim mógłby wyżyć swój gniew, rozgoryczenie i smutek.
-Oi Eren!-krzyknął, wstając od stołu.
-T-tak heichou?-spytał chłopak z lekkim przerażeniem. Miał bardzo złe przeczucia, zwłaszcza, że kapral patrzył na niego jak na worek treningowy.
-Chodź.-mruknął kapral
-A-ale kapralu...ja jeszcze nie zjadłem śniadania!-pisnął, jednak gdy tylko wzrok Leviego przeszył go na wylot, zamilkł i z westchnięciem posłusznie ruszył za kapralem.

sobota, 18 kwietnia 2015

Ciało

Ohayo~~ Wybaczcie, że długo nie dawałam znaku życia. Zbierałam pomysły i zaczęłam tworzyć nowe odpowiadanie :)
Mam nadzieję, że przypadnie wam ono do gustu ^^

Ciało: Prolog
-Słuchasz mnie w ogóle?- zamyślenie blondyna przerwał melodyjny głos brunetki siedzącej obok niego. Spojrzał na nią, jakby wyrwany z głębokiego snu i uśmiechnął się przepraszająco, na co brunetka jedynie cicho westchnęła.
-Doprawdy Erwin, jak na dowódcę oddziału, zbyt łatwo się dekoncentrujesz.- podsumowała kobieta z cichym westchnięciem.
-Wybacz Marie, ostatnimi czasy nie mam zbyt wiele wolnego czasu ani chwili wytchnienia... a ten zachód słońca jest taki piękny... zupełnie tak jak ty- mężczyzna posłał kobiecie czarujący uśmiech, jednak ona jedynie głośno się zaśmiała.
-I za to cię lubię Erwin- przyznała z uśmiechem. Chwilę siedzieli w ciszy, przyglądając się złocistemu zachodowi słońca. Ciepły wiatr delikatnie rozwiewał ich włosy i gładził twarz.
-To pożegnanie?- w końcu przerwał denerwującą ciszę mężczyzna. Kobieta niepewnie skinęła głową i ze smutkiem wbiła spojrzenie w podłoże.
-Przepraszam cię Erwin. To nie miało tak wyglądać.-przyznała.-Ja...
-Nic się nie stało.-Przerwał jej- Jestem szczęśliwy, że tobie i Nile'owi się ułożyło-powiedział siląc się na uśmiech. Był zazdrosny. Był tak cholernie zazdrosny, a zarazem wściekły. Nie przypuszczałby, że kobietę do której od dłuższego czasu wzdychał, odbierze mu jego najlepszy przyjaciel. Dlaczego tak się stało?- Życzę wam szczęścia...-powiedział po chwili z wymuszonym uśmiechem.

*

-Kapralu Levi, musi pan to zobaczyć!!-krzyknął mężczyzna, wbiegając do pokoju kaprala. Na jego czole wykwitły drobne kropelki potu, a jego oddech i bicie serca były przyspieszone do maksimum.
-Kto ci pozwolił wchodzić do mojego pokoju? Zaświniłeś mi podło...
-Nie ma na to czasu! Chodzi o dowódcę Erwina!!!-przerwał mu mężczyzna.
W każdej normalnej chwili Kapral byłby na tyle wściekły, że przybysz z hukiem wyleciałby przez okno, jednak gdy tylko usłyszał imię swojego dowódcy, jego źrenice się zwęziły.
-Co się stało?-spytał
-Proszę za mną! Szybko!-powiedział mężczyzna i wybiegł na korytarz. Niewiele myśląc kapral, pobiegł za nim, przeklinając swoją wyobraźnię. Miał złe przeczucia, co bardzo go wkurwiało. Nienawidził mieć złych przeczuć. I choć miewał je rzadko, zawsze się spełniały. Teraz gdy chodziło o Erwina, Levi czuł, że to o w tej chwili odczuwał zaraz zmiażdży mu serce. Owszem. Nie potrafił ukazywać swoich uczuć. Źle się czuł z tym, że inni zawsze źle je odczytują. Dlatego więc postanowił ukryć się za maską obojętności.
Po chwili dotarli do biura Erwina, wokół którego stał wianuszek przechodnich gapiów.
-Rozejść się to rozkaz!-warknął kapral, przeciskając się przez tłum. W pewnym momencie poczuł, że traci równowagę i runął wprost na podłogę. Po pomieszczeniu rozległo się głośne „chlup”. Levi dopiero po chwili zorientował się co wydało taki odgłos. Powoli i w milczeniu spojrzał na swoje dłonie, teraz całkowicie pokryte stygnącą, szkarłatną cieczą. Jego wzrok przeniósł się na podłogę, całkowicie pokrytą ową mazią. Powoli przesuwał spojrzeniem po śladach czerwonej cieczy, aż w końcu jego wzrok zatrzymał się na martwym, pustym spojrzeniu jego dowódcy. Twarz blondyna wyglądała tak spokojnie... gdyby nie jego otwarte oczy, rana i cały ten bałagan, Levi mógłby przysiąc, że jego ukochany tylko śpi, śniąc o lepszym świecie. Śniąc o wolności...
Kapral powoli podniósł się z ziemi, wciąż wpatrując się w martwe ciało blondyna i analizując każdy najdrobniejszy szczegół, począwszy od śladów walki, a skończywszy na zakrwawionym nożu leżącym obok dowódcy. W głowie Leviego rozbrzmiewały setki myśli, a serce krajało się i pękało na miliony kawałeczków. W tej chwili musiał naprawdę mocno się powstrzymać, żeby nie zacząć płakać. To co zobaczył, wstrząsnęło nim do granic możliwości. Nie żyje. Jego ukochany... jedyna osoba, która go rozumiała...jedyna osoba, którą darzył sekretnym uczuciem... nie żyje...
-Złapaliście mordercę?-spytał chłodno, wciąż wpatrując się w ciało. Robiło mu się niedobrze na samą myśl o tym, że śmieć, który to zrobił, uciekł i może posunąć się do kolejnych zbrodni.
-Nie heichou...-powiedział jeden z gapiów, na co Levi westchnął i skierował się do wyjścia.
-Zajmijcie się tym. Nie ma być ani grama krwi na tej podłodze, jasne?-warknął i odszedł, w głębi serca czując przerażający chłód i pustkę...