sobota, 25 kwietnia 2015

Ciało: Rozdział 1

Ohayo~~ Co tam u was słychać? :) Od razu przerpaszam, że ten rozdział taki trochę bez sensu, ale obiecuję, że następne będą już lepsze :)

Rozdział 1: Śniadanie

Kaprala obudziło pukanie do drzwi. Leniwie rozchylił powieki i rozejrzał się po pustym pokoju skąpanym promieniami porannego słońca, przedzierającego się przez zasłony. Levi ziewnął cicho i dopiero po chwili zorientował się, że śpi ściskając – a wręcz owijając się jedną z ulubionych koszul Erwina.
Erwin... Erwin... tak za tobą tęsknię...

Levi pociągnął nosem i otarł łzy w rękaw śnieżnobiałej koszuli – jedynej pamiątki pozostałej po zmarłym dowódcy. Żałował, że pozwolił żołnierzom rozdać rzeczy Erwina, ale co innego miał zrobić? Trzymanie tego wszystkiego tylko dlatego, że Erwin był jedyną osoba, którą kochał Levi byłoby po prostu śmieszne.
Kapral odetchnął parę razy, czując, że do oczu znów napływają mu łzy i chwilę wpatrywał się w koszulę, by w końcu – łamiąc wszystkie swoje życiowe zasady – zwinąć ją w kulkę i wepchnąć pod materac swojego łóżka. Uznał, że to miejsce będzie najlepszą kryjówką na tak intymną i dość wstydliwą rzecz. Każdy kto znalazłby taką koszulę, mógłby pomyśleć sobie coś nieodpowiedniego, a Levi jak najbardziej pragnął tego uniknąć. Z natury był osobą rozważną i mimo iż czasem miewał swoje humorki, zawsze potrafił znaleźć najlepsze wyjście z sytuacji. Oczywiście jego”talent” był niczym w porównaniu z tym jego dowódcy...
Pukanie do drzwi znów się powtórzyło i nieco nasiliło. Pusty dźwięk rozszedł się po pokoju i ponownie dotarł do uszu mężczyzny, drażniąc je swoją intensywnością.
-Kapralu...jest pan tam?-niewinny i lekko przerażony głosik był nieco stłumiony przez grube, dębowe drzwi, ale mimo wszystko Kapral i tak rozpoznał, że to głos Erena. Levi westchnął i przetarł dłonią zmęczoną twarz.

Jeszcze tego gówniarza mi tu brakowało. Jak to mawiają gówniarz z rana jak śmietana

-Czego chcesz?- warknął, wstając z łóżka i zaczynając doprowadzać się do porządku. Obmył twarz dużą ilością chłodnej wody, by pozbyć się wszelkich dowodów na to, że płacz niosący się przez całą noc po posiadłości należał do niego. Szybko rozczesał swoje włosy, a na koniec ubrał się i starannie zawiązał białą chustę na swojej szyi. Momentalnie zatęsknił za delikatnym dotykiem Erwina, który zwykle poprawiał jego chustę i mundur. Rivaille westchnął cicho i otworzył drzwi stanowczym ruchem.
-Spóźnia się pan na śniadanie...-pisnął Eren, mierzony groźnym spojrzeniem mężczyzny. Eren przełknął gulę, którą miał w gardle i niepewnie spojrzał w pełne chłodu, kobaltowe oczy swojego dowódcy. Mimo, że kapral starał się ukrywać swój smutek głęboko w sobie i tak wszyscy wiedzieli, że od czasu śmierci Erwina, Levi nie jest już tą samą osobą. Każdej nocy zamyka się w swoim pokoju i wypłakuje w poduszkę, a uspokaja się dopiero, gdy owinie się śnieżnobiałą koszulą swojego zmarłego ukochanego. Wszyscy jednak milczeli, bowiem każdy wiedział, że wraz ze śmiercią dowódcy, Levi stracił już wszystkich, których kochał...
Kapral mruknął na to pod nosem i znów spojrzał na Erena jak na idiotę, po czym nic nie odpowiadając, udał się do kantyny. Gdy tylko pojawił się w pomieszczeniu, spojrzenia wszystkich zebranych skierowały się ku niemu. W pomieszczeniu zapanowała niezręczna cisza, na co kapral jedynie westchnął i zajął swoje ulubione miejsce. Teraz, gdy nie było Erwina, był jedyną osobą zasiadającą przy tym stole. Mężczyzna westchnął ciężko i poszedł po swoją porcję jedzenia, by po chwili wrócić na swoje miejsce. Był głodny. Nie jadł od wczorajszego poranka, ponieważ przegapił wczorajszy obiad i kolację. Mimo, że Erwin umarł, Levi wciąż wypełniał jego ostatnie rozkazy, a teraz miał jeszcze dwa razy więcej roboty. Musiał zająć się sprzątaniem, trenowaniem świeżaków, pilnowaniem Erena i papierkową robotą. Naprawdę bardzo ciężko było mu wszystko ogarnąć, co cholernie go irytowało. Mężczyzna mruknął niezadowolony z własnych myśli i szybko pochłonął całą zawartość swojego talerza, jednakże tak jak się spodziewał, dwie marne kromki chleba ze smalcem i kawa, nie nasyciły go odpowiednio. Mężczyzna ciężko westchnął. Cholerny kryzys. Cholerny brak jedzenia. Cholerne tytany! Levi zapewne znalazłby więcej „cholernych” rzeczy w tym cholernym świecie, ale miał już dość narzekania. Z resztą narzekanie nie napełni mu żołądka domagającego się jedzenia, którego nie było. Mimo, iż był wyższym stopniem to jego przydziały żywności były niewiele większe co przeciętnego żołnierza. Jedynie Erwin mógł pozwolić sobie na jadanie mięsa na śniadanie i obiad. O kolacji nie było już mowy. Myśli kaprala pownownie zaczęły krążyć wokół jednego imienia. Erwin... Erwin... Mężczyzna spiął się w sobie, usiłując powstrzymać napływające do oczu łzy, gdy nagle dostrzegł kogoś, na kim mógłby wyżyć swój gniew, rozgoryczenie i smutek.
-Oi Eren!-krzyknął, wstając od stołu.
-T-tak heichou?-spytał chłopak z lekkim przerażeniem. Miał bardzo złe przeczucia, zwłaszcza, że kapral patrzył na niego jak na worek treningowy.
-Chodź.-mruknął kapral
-A-ale kapralu...ja jeszcze nie zjadłem śniadania!-pisnął, jednak gdy tylko wzrok Leviego przeszył go na wylot, zamilkł i z westchnięciem posłusznie ruszył za kapralem.

1 komentarz:

  1. Spodobały mi się twoje opowiadania, szczególnie opowiadanie o tytule "Ciało",fajnie się zapowiada i jestem ciekawa co będzie dalej .

    OdpowiedzUsuń