Ohayo~~ Co tam u was słychać? :) Od razu przerpaszam, że ten rozdział taki trochę bez sensu, ale obiecuję, że następne będą już lepsze :)
Rozdział 1: Śniadanie
Kaprala
obudziło pukanie do drzwi. Leniwie rozchylił powieki i rozejrzał
się po pustym pokoju skąpanym promieniami porannego słońca,
przedzierającego się przez zasłony. Levi ziewnął cicho i dopiero
po chwili zorientował się, że śpi ściskając – a wręcz
owijając się jedną z ulubionych koszul Erwina.
Erwin...
Erwin... tak za tobą tęsknię...
Levi pociągnął nosem i otarł łzy w rękaw
śnieżnobiałej koszuli – jedynej pamiątki pozostałej po zmarłym
dowódcy. Żałował, że pozwolił żołnierzom rozdać rzeczy
Erwina, ale co innego miał zrobić? Trzymanie tego wszystkiego tylko
dlatego, że Erwin był jedyną osoba, którą kochał Levi byłoby
po prostu śmieszne.
Kapral odetchnął parę razy, czując, że do oczu znów
napływają mu łzy i chwilę wpatrywał się w koszulę, by w końcu
– łamiąc wszystkie swoje życiowe zasady – zwinąć ją w kulkę
i wepchnąć pod materac swojego łóżka. Uznał, że to miejsce
będzie najlepszą kryjówką na tak intymną i dość wstydliwą
rzecz. Każdy kto znalazłby taką koszulę, mógłby pomyśleć
sobie coś nieodpowiedniego, a Levi jak najbardziej pragnął tego
uniknąć. Z natury był osobą rozważną i mimo iż czasem miewał
swoje humorki, zawsze potrafił znaleźć najlepsze wyjście z
sytuacji. Oczywiście jego”talent” był niczym w porównaniu z
tym jego dowódcy...
Pukanie do drzwi znów się powtórzyło i nieco
nasiliło. Pusty dźwięk rozszedł się po pokoju i ponownie dotarł
do uszu mężczyzny, drażniąc je swoją intensywnością.
-Kapralu...jest pan tam?-niewinny i lekko przerażony
głosik był nieco stłumiony przez grube, dębowe drzwi, ale mimo
wszystko Kapral i tak rozpoznał, że to głos Erena. Levi westchnął
i przetarł dłonią zmęczoną twarz.
Jeszcze
tego gówniarza mi tu brakowało. Jak to mawiają gówniarz z rana
jak śmietana
-Czego chcesz?- warknął, wstając z łóżka i
zaczynając doprowadzać się do porządku. Obmył twarz dużą
ilością chłodnej wody, by pozbyć się wszelkich dowodów na to,
że płacz niosący się przez całą noc po posiadłości należał
do niego. Szybko rozczesał swoje włosy, a na koniec ubrał się i
starannie zawiązał białą chustę na swojej szyi. Momentalnie
zatęsknił za delikatnym dotykiem Erwina, który zwykle poprawiał
jego chustę i mundur. Rivaille westchnął cicho i otworzył drzwi
stanowczym ruchem.
-Spóźnia się pan na śniadanie...-pisnął Eren,
mierzony groźnym spojrzeniem mężczyzny. Eren przełknął gulę,
którą miał w gardle i niepewnie spojrzał w pełne chłodu,
kobaltowe oczy swojego dowódcy. Mimo, że kapral starał się
ukrywać swój smutek głęboko w sobie i tak wszyscy wiedzieli, że
od czasu śmierci Erwina, Levi nie jest już tą samą osobą. Każdej
nocy zamyka się w swoim pokoju i wypłakuje w poduszkę, a uspokaja
się dopiero, gdy owinie się śnieżnobiałą koszulą swojego
zmarłego ukochanego. Wszyscy jednak milczeli, bowiem każdy
wiedział, że wraz ze śmiercią dowódcy, Levi stracił już
wszystkich, których kochał...
Kapral mruknął na to pod nosem i znów spojrzał na
Erena jak na idiotę, po czym nic nie odpowiadając, udał się do
kantyny. Gdy tylko pojawił się w pomieszczeniu, spojrzenia
wszystkich zebranych skierowały się ku niemu. W pomieszczeniu
zapanowała niezręczna cisza, na co kapral jedynie westchnął i
zajął swoje ulubione miejsce. Teraz, gdy nie było Erwina, był
jedyną osobą zasiadającą przy tym stole. Mężczyzna westchnął
ciężko i poszedł po swoją porcję jedzenia, by po chwili wrócić
na swoje miejsce. Był głodny. Nie jadł od wczorajszego poranka,
ponieważ przegapił wczorajszy obiad i kolację. Mimo, że Erwin
umarł, Levi wciąż wypełniał jego ostatnie rozkazy, a teraz miał
jeszcze dwa razy więcej roboty. Musiał zająć się sprzątaniem,
trenowaniem świeżaków, pilnowaniem Erena i papierkową robotą.
Naprawdę bardzo ciężko było mu wszystko ogarnąć, co cholernie
go irytowało. Mężczyzna mruknął niezadowolony z własnych myśli
i szybko pochłonął całą zawartość swojego talerza, jednakże
tak jak się spodziewał, dwie marne kromki chleba ze smalcem i kawa,
nie nasyciły go odpowiednio. Mężczyzna ciężko westchnął.
Cholerny kryzys. Cholerny brak jedzenia. Cholerne tytany! Levi
zapewne znalazłby więcej „cholernych” rzeczy w tym cholernym
świecie, ale miał już dość narzekania. Z resztą narzekanie nie
napełni mu żołądka domagającego się jedzenia, którego nie
było. Mimo, iż był wyższym stopniem to jego przydziały żywności
były niewiele większe co przeciętnego żołnierza. Jedynie Erwin
mógł pozwolić sobie na jadanie mięsa na śniadanie i obiad. O
kolacji nie było już mowy. Myśli kaprala pownownie zaczęły
krążyć wokół jednego imienia. Erwin... Erwin... Mężczyzna
spiął się w sobie, usiłując powstrzymać napływające do oczu
łzy, gdy nagle dostrzegł kogoś, na kim mógłby wyżyć swój
gniew, rozgoryczenie i smutek.
-Oi Eren!-krzyknął, wstając od stołu.
-T-tak heichou?-spytał chłopak z lekkim przerażeniem.
Miał bardzo złe przeczucia, zwłaszcza, że kapral patrzył na
niego jak na worek treningowy.
-Chodź.-mruknął kapral
-A-ale kapralu...ja jeszcze nie zjadłem
śniadania!-pisnął, jednak gdy tylko wzrok Leviego przeszył go na
wylot, zamilkł i z westchnięciem posłusznie ruszył za kapralem.
Spodobały mi się twoje opowiadania, szczególnie opowiadanie o tytule "Ciało",fajnie się zapowiada i jestem ciekawa co będzie dalej .
OdpowiedzUsuń