sobota, 6 grudnia 2014

Opowieść interaktywna

Ohayo~!  Wesołych mikołajków ^^  Czas na mój prezent dla was ^^
Przygotowałam specjalną, mikołajkową opowieść, która w zależności od waszych wyborów ma przeróżne zakończenia. Nie zapomnijcie się nimi pochwalić ^^
Ogólnie to pierwsza taka moja opowieść, więc byłabym wdzięczna za komentarze odnośnie tego, czy był to dobry pomysł, czy niewypał XD


Wśród Zwiadowców - Opowieść interaktywna

Właśnie oficjalnie stałaś się członkiem Zwiadowców. Z wielkim zaskoczeniem rozglądałaś się dookoła, dopiero teraz orientując się, że razem z tobą zostało zaledwie kilka osób. Reszta kadetów z przerażeniem opuściła arenę, nie chcąc mieć ze Zwiadowcami nic do czynienia.
-Macie mój szacunek- odparł wysoki blondyn stojący na piedestale. To on był dowódcą oddziału, do którego dołączyłaś.
*
Niespiesznie założyłaś mundur i z wielkim bananem na ustach, okręciłaś się wkoło, patrząc do lustra. Zielona peleryna, faluje, a Skrzydła Wolności umieszczone na jej tyle, zdają się poruszać. Wciąż nie możesz uwierzyć, że twoje marzenie się spełniło.
Gdy kończysz poranną toaletę, idziesz na śniadanie. Siadasz przy jednym ze stołów i bierzesz kęs chleba, popijając go herbatą i zagryzając kawałkiem żółtego sera. Z zaciekawieniem obserwujesz wszystkich żołnierzy. Nagle do twojego stolika dosiada się kilku chłopaków, których znasz od czasu rozpoczęcia treningu w 104. Oddziale Kadetów. Jednakże oni zdają się cię całkowicie ignorować. Przysłuchujesz się ich rozmowie i dowiadujesz się o planowanej przez dowódcę Erwina misji. Gdy chłopacy orientują się, że z zainteresowaniem przysłuchujesz się im, wstają i przenoszą się do innego stolika.
”To nie było miłe”- myślisz i wracasz do swojego śniadania.
*
Po posiłku, do pomieszczenia wszedł dowódca Erwin wraz z kapralem. Wszyscy żołnierze poderwali się z krzeseł, stanęli w szeregu i zasalutowali, stając na baczność, dłoń złożoną w pięść kładąc na sercu.
-Słuchajcie uważnie. Jak zapewne już wiecie, dziś wyruszamy na zwiad. Potrzebujemy pięciu żołnierzy. Ochotnicy niech wystąpią z szeregu.- Oznajmił dowódca i w skupieniu obiegł wzrokiem twarz każdego zebranego w pomieszczeniu. Rozległ się cichy pomruk i z szeregu wystąpiły cztery osoby. A ty co zrobisz?

Nie ma mowy, zostaję

Nie ma mowy, zostaję


Postanawiasz nie ruszać się z miejsca.
” Niech inni ryzykują za mnie”- myślisz. Po chwili występuje ostatni z ochotników, a dowódca odchodzi. Żołnierze wracają do jedzenia, więc i ty z cichym pomrukiem siadasz na krześle.
„Może mogłam jednak pójść? Mogło być ciekawie...” - nagle twoje myśli przerywa kłótnia. Spoglądasz w tamtą stronę i po chwili kręcisz głową z zażenowaniem.
Eren i Jean, jak zwykle skaczą sobie do gardeł, a ty zirytowana ich ciągłymi bójkami, postanawiasz ich rozdzielić.



Staję po stronie Erena

Staję po stronie Erena

Szybko podchodzisz do chłopaków i nie patyczkując się, stajesz pomiędzy Erenem a Jeanem, który po chwili otrzymuje od ciebie dość mocnego kopniaka.
-Nic ci nie jest?-pytasz Erena, uśmiechając się do niego delikatnie. Jaeger uśmiecha się do ciebie perliście i kręci głową.
-Nie, ale Jeana jeszcze długo poboli-zaśmiał się radośnie. Naprawdę nie wiesz skąd wziął się u niego ten dobry humor.
Zielonooki proponuje ci herbatę w zamian za skopanie bruneta, na co ty z wielką chęcią się godzisz.
Siadacie razem przy stoliku. Nie wytrzymując, zadajesz mu pytania odnośnie tego, czy pogłoski, iż jest tytanem są prawdziwe. Eren z bananem na ustach opowiada ci o sobie, swoich osiągnięciach i o tym, że pokona wszystkich tytanów. Uśmiechasz się do niego lekko i choć w to nie wierzysz, udajesz że bardzo cię to interesuje.
-Cześć Eren-do stolika przysiadł się Armin, a ty masz ochotę zacząć mu dziękować za przerwanie waszej ”rozmowy”.
-Cześć Armin! Właśnie rozmawiałem z...
-Przepraszam!-pisnął blondyn-W takim razie nie będę wam przerywał.- powiedział podnosząc się z krzesła. Przygryzasz lekko wargę i patrzysz za odchodzącym chłopakiem.

To niegrzeczne odchodzić. Zostanę z Erenem.

To niegrzeczne odchodzić. Zostanę z Erenem.

Wzdychasz cicho i zaczynasz bawić się skrawkiem koszuli.
-W ogóle cię to nie interesuje, co?-mruknął ze zrezygnowaniem chłopak.
-Przepraszam...-mówisz cicho.
-To nic! Pokażę ci coś!-powiedział rozbawiony chłopak, sięgając do swojej kieszeni. Już po chwili na stole wylądowały okulary, które wydały ci się dziwnie znajome.
-Skąd to masz?-pytasz w końcu
-Zwinąłem dowódcy Hanji. Do teraz się nie zorientowała~!-pisnął
-Idiota-zaśmiałaś się cicho. Na swój sposób ten wybryk wydał ci się dość śmieszny, a już tym bardziej, gdy Eren założył okulary na swój nos.


[Koniec]


Zagraj od nowa, by zdobyć inne zakończenia: Klik

Teraz mam szansę! Zasłonię się Arminem i grzecznie się zmyję.

Teraz mam szansę! Zasłonię się Arminem i grzecznie się zmyję.


-Przepraszam, przypomniało mi się, że muszę coś załatwić!-mówisz i czym prędzej biegniesz za blondynem, by złapać się jego ramienia i wyciągnąć z jadalni na dziedziniec, a potem do małego ogródka przy twierdzy.
-Mało brakowało.-odetchnęłaś z ulgą- Dzięki za pomoc w ucieczce.-mówisz z uśmiechem, a na policzkach blondyna pojawiają się delikatne rumieńce. W myślach sama sobie przyznajesz, że chłopak jest strasznie uroczy.
-N-nie ma za co...-powiedział dość niepewnie.
-Naprawdę jest...gdyby nie ty, umarłabym z nudów-mówisz, na co on jeszcze bardziej się zarumienił.
-Myślałem, że wam przeszkodziłem...
-Coś ty! Uratowałeś mi życie, dziękuję.-mówisz i delikatnie całujesz go w policzek, obserwując jak jeszcze bardziej się zarumienił. Opuścił głowę i wbił spojrzenie w podłoże, na co cicho się zaśmiałaś. Po chwili blondyn się schylił, a gdy się wyprostował, w jego dłoni zamigotała stokrotka.
-P-proszę...-powiedział cicho i z wielkim rumieńcem na twarzy podał ci kwiatek.


[Koniec]



Zagraj od początku, by zdobyć inne zakończenia: Klik

Staję po stronie Jeana.

Staję po stronie Jeana.

Już po chwili Eren wylądował na posadce, dzięki jednemu, zgrabnemu ciosowi. Wzdychasz cicho i ocierasz ręce, bo pięść trochę cię zabolała.
Wszyscy w jadalni patrzą na ciebie ze zdziwieniem, a tylko Kirschtein wrednie się uśmiecha.
-Widzisz Eren! Nawet mimo że jest dziewczyną to jest od ciebie lepsza!- zaśmiał się, a ty wrogo na niego spoglądasz.
-Uważasz, że jestem gorsza tylko dlatego, że jestem dziewczyną?-pytasz, a on kiwa głową. Już po chwili z cichym jękiem pada na posadce obok Erena, a ty rozmasowujesz drugą dłoń.
-Otaczają mnie idioci- prychasz i odchodzisz.

***

Nagle słyszysz pukanie do drzwi, a gdy je otwierasz przed nimi stoi Jean z lekkim rumieńcem na twarzy.
-Chciałem cię przeprosić.-powiedział
-Wybaczam-odpowiadasz i chcesz już zamknąć drzwi, gdy on je łapie i otwiera szerzej.
-Czy dałabyś zaprosić się na kolację?


[Koniec]



Zacznij od początku, by zdobyć inne zakończenia: Klik

To moja szansa na przygodę!

To moja szansa na przygodę!

Bez zastanowienia występujesz z szeregu, całkowicie ignorując zdziwione spojrzenia swoich przyjaciół.
-Zwariowała!
-Przecież to podróż w jedną stronę!
-Taka młoda osoba? To jak porywanie się z motyką na słońce!
Słyszysz szepty za sobą, jednak starasz się je ignorować. Z determinacją na twarzy wpatrujesz się w dowódcę, który tylko kiwa głową.
-Dziękuję.-mówi i odchodzi.
-Wyruszamy za dwadzieścia minut. Lepiej się nie spóźnijcie- rozległ się głos Levi’ego, a jego zimne spojrzenie kieruje się na ciebie. Momentalnie po twoich plecach przechodzi nieprzyjemny dreszcz.
-TAK JEST!- mówisz razem z czterema pozostałymi ochotnikami i patrzysz na odchodzącego kaprala.
Czujesz jak ktoś klepie cię po ramieniu i z zaskoczeniem patrzysz na wysokiego mężczyznę.
-Powodzenia młoda. Przeżyj- mówi i odchodzi w swoją stronę.
*
Podekscytowana wsiadasz na swego konia i czule gładzisz jego szyję.
-Jedziemy-mruczy kapral i już po chwili wyruszacie w kierunku terytorium tytanów.-Nie rozdzielać się.-dodaje Levi jakby od niechcenia. Znów przechodzi cię zimny dreszcz.
”Ugh...co z nim nie tak?”- myślisz, jednak twój wyraz twarzy się nie zmienia.
*
Jazda dłuży się niemiłosiernie, a ty zasypiasz na siedząco. Jesteś już zmęczona drogą, monotonią i najchętniej położyłabyś się już do łóżka.
-Nie trać czujności- czujesz szturchnięcie w ramię. Jeden z mężczyzn uśmiecha się do ciebie promiennie, a ty rumienisz się ze wstydu.
-P-przepraszam...-mówisz cicho i usiłujesz jakoś ukryć rumieńce.
”Błagam, niech ta niezręczna sytuacja się jakoś poprawi...”-myślisz i już chcesz coś dodać, gdy przerywa ci huk wystrzelonej flary. Ze zdziwieniem wpatrujesz się w czerwony dym, z początku nie rozumiejąc o co chodzi.
-TYTANI!!! TRZECH SIEDMIOMETROWYCH Z PRAWEJ!- rozlega się krzyk, a ty momentalnie patrzysz w prawo. Tytani są bliżej niż myślałaś, a odległość między wami coraz bardziej się zmniejsza. Z przerażeniem wpatrujesz się w ich rozchylone zęby i spojrzenia pełne nienawiści i chęci krwi, niczym u dzikiego drapieżnika. Przełykasz ślinę, a twój mózg instynktownie każe ci uciekać.
-Kurwa-syczy Levi.-Nie rozdzielać się!- dodaje, jednak jego rozkaz zostaje zignorowany. Tylko ty postanawiasz go spełnić i trzymasz się blisko kaprala, wciąż patrząc na tytanów, którzy również się rozdzielili i ruszyli w pogoń za swoją zdobyczą. Tylko jeden wciąż biegnie za tobą. Nie wiesz co robić. Przeraźliwie się boisz i wiesz, że już nie ma dla ciebie ratunku. Nagle słyszysz dźwięk wyciąganych ostrzy i z podziwem patrzysz na kaprala, który w ciągu kilku sekund wykonał trójwymiarowy manewr i zaatakował tytana.

Nie będę mu przeszkadzać.

Nie będę mu przeszkadzać.

Postanawiasz się nie wtrącać i ratować własną skórę. Jedziesz dalej, usiłując jak najszybciej umknąć tytanom.
Nagle z twojej lewej wyłania się kreatura dość sporych rozmiarów. Panikujesz i pędzisz konia w inną stronę, jednak nim się spostrzegasz, tytan łapie cię i unosi w górę. Z twoich oczu płyną łzy, jesteś przerażona. Czujesz jego ciepły oddech, jego wzrok dokładnie obserwuje emocje na twojej twarzy, a tobie całe życie przebiega przed oczami. Tytan cię puszcza, a ty wpadasz wprost do jego ust. Potem jest już tylko ciemność.


[Koniec]


Zagraj od początku, by zdobyć inne zakończenia: Klik

Pomogę mu!

Pomogę mu!

Niewiele myśląc zatrzymujesz konie i sama wykonujesz trójwymiarowy manewr. Tytan widząc to, łapie cię w pasie, a ty z przerażeniem wpatrujesz się w kreaturę, która unosi cię do ust. Nagle jednak zamiera i zaczyna się przewracać. W ostatniej chwili uwalniasz się z uścisku i skaczesz na ziemię, inaczej zostałabyś zgnieciona ogromnym cielskiem Tytana. Oddychasz szybko i wciąż z przerażeniem wpatrujesz się w parujące zwłoki stworzenia. 
-Idiotka- prychnął Levi, lądując obok ciebie. Zgromił cię chłodnym spojrzeniem i podszedł do swojego konia. 
Nagle z daleka dało się słyszeć krzyki żołnierzy. Dokładnie cztery. Po twoich plecach przebiegł dreszcz. 
-Wracamy.-polecił kapral, nie patrząc na ciebie. 
-A-ale...-zaczęłaś 
-WRACAMY!-krzyknął, a ty posłusznie dosiadłaś konia i ruszyłaś za kapralem w stronę bazy. Dopiero teraz doszło do ciebie, że gdyby nie pomoc kaprala, już dawno byś nie żyła. 


Gdy wróciliście oboje milczeliście. Żaden z żołnierzy się nie odzywał. Wiedzieli. Wiedzieli o tym, że tylko wy przetrwaliście... Niektórzy byli zaskoczeni na twój widok, zupełnie jakby spodziewali się tylko powrotu kaprala. 
-Wyprawy zawsze kończą się utratą 30% żołnierzy...ale teraz stracili aż 70%... 
-Ta wyprawa od początku była skazana na porażkę 
-Wszyscy umrzemy! Nie ma dla nas nadziei! 
-Kurwa, mogłem jednak wybrać stacjonarny... 
Ani ty, ani kapral nie zważaliście na szemranie żołnierzy. Levi był już do tego przyzwyczajony, a ty nie miałaś ochoty słuchać ich bezsensownego gadania. 
Byłaś przygotowana na śmierć od czasu, gdy zdecydowałaś dołączyć do zwiadowców, jednakże ciężko było ci pogodzić się ze śmiercią przyjaciół. Byłaś tak pogrążona w swoich zamyśleniach, że nawet nie zorientowałaś się, że kapral odszedł w swoją stronę. Ty także skierowałaś się do swojego 
pokoju. 


Była pora kolacji, gdy przysłuchałaś się rozmowie kilku mężczyzn. 
-Kapral Levi od powrotu nie wyszedł ze swojego pokoju... 
-To chyba normalne. W końcu stracił prawie cały oddział... 
Poczułaś dziwne ukłucie w sercu i niewiele myśląc postanowiłaś pójść sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. 


Przygryzłaś wargę, stojąc przed drzwiami do pokoju kaprala. Dopiero teraz poczułaś strach. Kapral zapewne nie życzy sobie żeby ktoś zakłócał jego spokój. Co robisz? 

Wejdę do środka i upewnię się, czy wszystko jest w porządku.

Wejdę do środka i upewnię się, czy wszystko jest w porządku.

Niepewnie pukasz do drzwi, a gdy odpowiada ci cisza, postanawiasz je otworzyć. Powoli je uchylasz i zaglądasz do środka.
-C-czy wszystko w porzą...-głos w pewnym momencie ci się łamie. Z niedowierzaniem wpatrujesz się w zapłakaną twarz kaprala. Mokre od łez policzki, zaczerwienione oczy, potargane włosy... Pierwszy raz widzisz u niego taki wyraz twarzy. Przygryzasz delikatnie wargę i pchnięta emocjami, szybko do niego podchodzisz i przytulasz się do mężczyzny.
Poczułaś, że mężczyzna cały się spiął.
”Może nie powinnam była tego robić...”-myślisz i już chcesz się odsunąć i przeprosić, gdy czujesz, jak kapral oplata cię ramionami i również do siebie przytula. Zamrugałaś zdziwiona, nie przewidując takiego obrotu spraw, jednak milczysz. Mężczyzna oparł głowę na twoim ramieniu, a ty po chwili poczułaś, że twoja koszula jest mokra od jego łez. Przygryzłaś wargę i delikatnie zaczęłaś gładzić jego plecy w uspokajającym geście.
-Zginęli...-wyłkał mężczyzna- Wszyscy przeze mnie zginęli...-dodał.
-Nie prawda.- odpowiadasz szybko.- Jest pan wspaniałym dowódcą sir...-dodałaś. – Gdyby nie pan, już dawno bym nie żyła. Dziękuję.- wyszeptałaś, a on trochę się uspokoił.
Chwilę jeszcze trwaliście wtuleni w siebie, po czym Levi dość niechętnie cię puścił i otarł swoje łzy.
-Przepraszam.-powiedział starając się, żeby jego głos nie drżał. Mężczyzna nie chciał, żeby ktokolwiek oglądał jego chwilę słabości.
-Nic się nie stało- odpowiadasz z uśmiechem i proponujesz mu, że przyniesiesz mu ciepły napój.
*
Oboje siedzicie w jego pokoju. Cisza panująca między wami nie jest męcząca. Wręcz przeciwnie. Daje ona poczucie spokoju. Oboje pijecie ciepłą kawę w ogóle nie przejmując się późną porą. W końcu zaczynacie rozmawiać. Opowiadasz mu o festiwalu odbywającym się w twoim mieście, a on w delikatny i subtelny sposób się uśmiecha. Na ten widok czujesz, jak twoje serce bije szybciej, jednak mimo to kontynuujesz. W końcu Levi zaczyna opowiadać o jednej z wypraw za mur Maria. O tym, jak wygląda świat za murami. Z niedowierzaniem wpatrujesz się w niego i z zaciekawieniem wysłuchujesz jego słów. Widząc twój entuzjazm Levi znów się uśmiecha, tym razem nieco szerzej, a ty znów masz wrażenie, że serce zaraz wyrwie ci się z piersi.
Rozmawiacie jeszcze dość długo, a ty nawet nie zauważasz, kiedy zamykają ci się oczy i zasypiasz.
*
Następnego ranka budzisz się na łóżku, a widok kobaltowych, roześmianych oczu sprawia, że serce przyśpiesza swój rytm.
-Jak się spało?


[Koniec.]


Zagraj od początku, by zdobyć inne zakończenia: Klik

Nie wchodzę. Lepiej mu nie przeszkadzać.

Nie wchodzę. Lepiej mu nie przeszkadzać.

Po chwili namysłu, odchodzisz od drzwi, nie chcąc narazić się na gniew kaprala.
”Mam nadzieję, że postąpiłam dobrze”-myślisz i nagle zderzasz się z kimś wysokim.
-Ugh!-wydajesz z siebie stłumiony okrzyk, a gdy odklejasz się od klatki piersiowej mężczyzny, orientujesz się, że właśnie przed chwilą wpadłaś na dowódcę Erwina.
-Najmocniej przepraszam sir!-mówisz nagle i salutujesz, jednak nie wytrzymujesz długo i delikatnie pocierasz swoje obolałe czoło.
-Nic ci nie jest?- pyta mężczyzna swym niskim, ale melodyjnym głosem.
-N-nie...-mruczysz. W rzeczywistości zastanawiasz się, czy mężczyzna aby na pewno nie jest zbudowany z metalu. Jesteś prawie pewna, że na czole odbił ci się zarys jego mięśni.
-Nie wyglądasz najlepiej.-mówi i nie pytając o nic łapie cię za nadgarstek i ciągnie w kierunku swojego biura, by zaraz potem posadzić cię na krześle.
-Chyba masz gorączkę.-mówi i przytyka dłoń do twojego czoła, nie rozumiejąc, że ty po prostu się rumienisz.
”Za blisko!”-myślisz, jednak wciąż milczysz. –Czy na pewno wszystko dobrze?- pyta.



Tak, nic mi nie jest.

Tak, nic mi nie jest.

-Tak, nic mi nie jest- mówisz i podnosisz się z krzesła.-Dziękuję za pana troskę.-mówisz i salutujesz, by po chwili wyjść z jego gabinetu. W chwili, gdy zamykasz drzwi słyszysz roześmiany głos.
-Cześć! Dawno cię nie widziałem!- słyszysz, a gdy odwracasz się w stronę głosu, dostrzegasz wysokiego, czarnowłosego chłopaka, którego twarz usiana jest piegami. Jego bursztynowe oczy jak zawsze były roześmiane.
-Cześć Marco-odpowiadasz z uśmiechem.
-Dawno się nie widzieliśmy! Podobno byłaś na misji! Opowiedz mi o tym!-pisnął z entuzjazmem, a ty nie potrafisz powstrzymać uśmiechu. Pozwoliłaś mu się pociągnąć w stronę dachu budynku, po czym oboje usiedliście na czerwonych dachówkach i zaczęliście rozmawiać. Marco jest twoim przyjacielem, więc zawsze dzielisz się z nim swoimi odczuciami i przemyśleniami. On jak zawsze słucha, czasem ci przerywa, by wtrącić coś śmiesznego, a potem pozwala ci kontynuować. Nawet nie zauważacie, jak słońce leniwie chowa się za horyzontem.
-Słuchasz mnie w ogóle?-pytasz z udawaną urazą.
-Ale pięknie-powiedział, a ty na początku nie zrozumiałaś jego słów, dopiero, jak spojrzałaś w to samo miejsce, co on.
-Wow...-mruknęłaś, przyglądając się najpiękniejszemu zachodowi słońca, jaki widziałaś. Niebo mieniło się na przeróżne kolory, począwszy od kremowego, a skończywszy na jasno różowym-Ale to piękne...
Nagle poczułaś delikatny pocałunek na swoim policzku. Zdezorientowana spojrzałaś na uśmiechniętego Marco i delikatnie się zarumieniłaś.
-Wszystkiego najlepszego-powiedział, podając ci małą paczuszkę, na co ty, jeszcze bardziej się zarumieniłaś.
Pamiętał.


[Koniec]

Zagraj od początku, by zdobyć inne zakończenia: Klik

N-nie...dalej boli...

N-nie...dalej boli...

-N-nie...dalej boli...-mruczysz i rozmasowujesz dłonią obolałe czoło.
-Przykro mi- Dowódca patrzy na ciebie z troską i delikatnie przykłada dłoń do twojego czoła. Musisz przyznać, że ma naprawdę przyjemny i kojący dotyk. Czujesz, że się rumienisz i speszona odwracasz wzrok. W końcu Erwin cię puszcza i idzie zrobić herbatę, a ty nawet nie wiesz, kiedy robisz się senna i zasypiasz.
*
Następnego ranka powoli otwierasz oczy i się przeciągasz. Dopiero teraz orientujesz się, że leżysz na kanapie w biurze Erwina. Rozglądasz się po pomieszczeniu pełnym regałów i książek, aż nagle dostrzegasz właściciela owej kolekcji. Siedzi przy biurku i na sam ten widok uśmiechasz się. Roztrzepane włosy nadają mu iście chłopięcego wyglądu a błękitne oczy wlepione w kartkę papieru, wciąż jeszcze są odrobinę zaspane. Mężczyzna potarł dłonią napięty kark i cicho westchnął, wkładając sobie ołówek kreślarski za ucho. Nie wytrzymujesz i chichoczesz cicho. Pierwszy raz masz okazję ujrzeć takiego dowódcę.
-Już się obudziłaś?-pyta i wstaje z krzesła, by podejść do ciebie i pomóc ci podnieść się do siadu. Po chwili podchodzi do biurka i nalewa do filiżanki trochę ciepłej kawy.
-Która godzina?-pytasz cicho
-Dwunasta. Tak słodko spałaś, że nie miałem serca cię budzić-przyzał z lekkim rumieńcem, a ty na ten widok sama oblałaś się szkarłatem.


[Koniec]


Zagraj od początku, by zdobyć inne zakończenia: Klik

poniedziałek, 24 listopada 2014

Pogódźmy ich~!

Ohayo~! Jak tam? ^^ Bo mnie dają popalić... mamy nową nauczycielkę z biologii i pierwsze co zrobiła to: ,,Wyciągamy karteczki" -_- Porażka... mam nadzieję, że będzie lepiej ^^
A teraz coś z innej beczki... szykuje się dla was niespodzianka, którą opublikuję 6 grudnia :D Będzie to zarazem mój prezent na Mikołajki, a na wigilię coś się jeszcze wymyśli ^^ Nie wiem jak wy, ale ja już nie mogę się doczekać :D
Jeszcze z innej beczki - dziś rozpocznę opowiadanie składające się z kilku rozdziałów (ja sama jeszcze nie wiem ilu) i tym razem będzie to wątek z serii Durarara! ^^
Enjoy~!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Pogódźmy ich!


Rozdział 1

- Cześć Tsugaru~!- pisnął Psyche, otwierając drzwi. Gdy tylko wysoki blondyn wszedł do mieszkania, różowooki zawiesił się na jego szyi i złożył na jego ustach serię delikatnych pocałunków.
- Witaj Psyche - powiedział z uśmiechem Tsugaru i równie delikatnie odwzajemnił jego pocałunki. - Jest Izaya?- spytał, rozglądając się po ciemnym wnętrzu. Gdyby nie to, że Psyche dzieli mieszkanie z czerwonookim, to Tsugaru zapewne nie zaglądałby tu tak często, aczkolwiek kochał zarówno Psyche, jak i Izayę.
Psyche pokręcił głową. - Wyszedł jakąś godzinę temu. Miał coś do załatwienia z liderem Żółtych Szalików - odparł i złożył usta w dzióbek - Zawsze wychodzi, gdy wie o twoich odwiedzinach - dodał ze smutkiem, jednak po chwili rozweselił się. - Ale to dobrze! Bo mam całego Tsugaru tylko dla siebie! - pisnął i zaczął ciągnąć Tsugaru w kierunku kanapy, a gdy blondyn usiadł, czarnowłosy momentalnie wtulił się w niego jak w ogromnego misia. Tsugaru się uśmiechnął i delikatnie przeczesał palcami włosy swojego ukochanego, na co Psyche cicho zamruczał.
- Szkoda, że Shizuo i Izaya nie czują do siebie tego samego jak my... - mruknął różowooki, nadymając policzki.
- Myślę, że nie ma na to rady. Oni są jak ogień i woda. Nie da się ich połączyć - mruknął blondyn, delikatnie całując czoło chłopaka.
- Wiem...- mruknął Psyche niby od niechcenia, po chwili jednak w jego oczach pojawiła się pewna iskierka, a na usta wypłynął radosny uśmiech. Tsugaru uważał to za niezwykle urocze, ale równocześnie wiedział, że taka postawa towarzyszy czarnowłosemu, gdy ten wpada przeważnie na głupie pomysły.
- Pogódźmy ich! - pisnął radośnie i ku zdziwieniu Tsugaru, ten pomysł całkiem nie był zły.
- Jak?- spytał blondyn, a mina jego kochanka nieco zrzedła.
- Ja n-nie wiem...-mruknął zawstydzony - A-ale to jest jedyne rozwiązanie!
- A wiesz chociaż, dlaczego się tak bardzo nienawidzą? - spytał po chwili Tsugaru i znów delikatnie przeczesał włosy Psyche.
- N-nie...a-ale się dowiem! - zadeklarował się.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Gomene, że pierwszy rozdział taki krótki, ale następne już będą dłuższe, obiecuję :3: :D

wtorek, 11 listopada 2014

Szkarłat

Ohayo~! Jak wam mija długi weekend?  :) Szkoda tylko, że jutro trzeba już iść do szkoły T^T ale mówi się trudno. Pocieszę was, że do świąt zostało tylko sześć tygodni... (obliczyła, że sześć tygodni = dwanaście lekcji fizyki.... Q.Q czemu tak dużo?!!!!)  Dobra... to żadne pocieszenie T^T ale przynajmniej zostały tylko trzy dni do soboty *-* :) Byle do przodu ^^

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Levi x Eren
Szkarłat
Drzwi biblioteki cicho skrzypnęły. Chwilę potrwało, nim po kamiennej posadce rozległy się kroki, echem rozchodzące się między regałami pełnymi książek. Było już ciemno. Na zewnątrz szalała wichura, a Eren nie mógł zasnąć. Ignorując rozkaz o pozostaniu w podziemiach, postanowił udać się na małą, wieczorną przechadzkę po twierdzy. I tak przez tą burzę nikt go nie usłyszy.... 
Z uśmiechem na ustach podszedł do jednego z regałów i przejechał palcami po grzbietach książek. Lubił zapach książek, który towarzyszył mu od dzieciństwa, bowiem mimo, iż kolekcja doktora Jaegera nie była tak imponująca, jak zbiory Zwiadowców, była przeglądana, czytana i niszczona przez Erena wiele razy. Zielonooki mimowolnie uśmiechnął się na te wspomnienia, które mimo, iż były przygnębiające, to dawały mu siłę, by żyć dalej.
- Z czego rżysz głąbie? - z zamyślenia, wyrwał Erena chłodny głos. Chłopak niechcący upuścił trzymaną w dłoniach książkę, która z hukiem upadła na posadzkę. -Ciszej debilu!-syknął mężczyzna i Eren dopiero teraz zorientował się, że to głos kaprala. Eren gwałtownie zasalutował, jednak po chwili zaczął się rozglądać po pomieszczeniu, w którym panował półmrok. Jedynym źródłem światła, była świeczka, którą wcześniej postawił na biurku. Trochę potrwało, nim oczy chłopaka przyzwyczaiły się do ciemności. Dopiero wtedy zdołał ujrzeć zarys sylwetki kaprala, stojącego w kącie pokoju.
- Dlaczego siedzi pan w ciemności kapralu? C-czy wszystko dobrze? -spytał chłopak i ruszył w kierunku mężczyzny.
- Nie zbliżaj się! - krzyk Leviego rozniósł się po pomieszczeniu, a po plecach Erena momentalnie przebiegły ciarki. Zielonooki gwałtownie się zatrzymał i ze zdziwieniem spojrzał na zarys, kaprala, który teraz kulił się na podłodze, wciśnięty w róg pomieszczenia. Eren przełknął ślinę i niepewnie podszedł do żyrandola i zapalił wszystkie świece. Momentalnie w pomieszczeniu zrobiło się jaśniej, a Eren mógł dokładnie przyjrzeć się kapralowi.
- Debil! - krzyknął Levi, mrużąc oczy i momentalnie zasłaniając twarz, a szczególnie usta i nos, dłońmi. - N-nie patrz na mnie! - dodał. Eren, chwilę się wahał, a po chwili postanawiając złamać rozkaz, podszedł do mężczyzny i przykucnął obok niego. Delikatnie odsunął dłonie kaprala od jego twarzy i w tym momencie zamarł. Levi był bledszy niż zwykle, co doskonale podkreślało intensywny kolor jego oczu. Jednak rzeczą, którą najbardziej zaskoczyło chłopaka było to, że z rozchylonych ust mężczyzny wystawała para, śnieżnobiałych i ostrych jak brzytwy kłów.
- Na co się gapisz?! -powiedział mężczyzna, jednak w jego głosie dało się słyszeć rozpacz.
- Wampir... - szepnął Eren, przypominając sobie książkę, którą kiedyś czytał. Myślał, że takie istoty nie istnieją, że to tylko fikcja pseudo pisarza...ale właśnie teraz... istota, która nie powinna istnieć w tym świecie, siedziała przed nim i wszystkimi siłami usiłowała powstrzymać się, przed rzuceniem się na chłopaka.
- J-jakim cudem? K-kiedy? - spytał i mimowolnie zaczął wpatrywać się w wysunięte kły.
- Na ostatnim zwiadzie coś zaatakowało mnie i moich żołnierzy... nie był to tytan... to było...szybkie... zabiło moich żołnierzy... tylko ja ocalałem, ale stałem się....tym... - powiedział roztrzęsiony kapral. W tych słowach już nie dało się wyczuć tej wyższości, pogardy.... zamiast nich górował strach, pokora i nienawiść do samego siebie...
Eren pokiwał głową na znak, że rozumie i niepewnie usiadł obok kaprala.
- K-kiedy ostatni raz pan jadł sir? -spytał niepewnie, na co kapral prychnął.
- Nie rób z siebie męczennika bachorze. - warknął, jednak Eren, złapał kaprala za przedramię.
- To samo tyczy się pana sir. - powiedział i spojrzał na kaprala z determinacją. Rivaille westchnął cicho.
- Kilka dni temu - odparł - jestem tak strasznie głodny - dodał ze wstydem. Eren nie krępując się, odchylił kołnierz swojego munduru.
Źrenice Leviego momentalnie się zwęziły, a kły jeszcze bardziej wysunęły. Nie czekając na pozwolenie, chwycił Erena za ramiona i pchnął go na posadzkę. Zawisł nad nim i po chwili zanurzył kły w szyi chłopaka. Po ciele Erena przechodziły dreszcze. Było to tak niesamowite uczucie...słyszeć każdy, łapczywy łyk, czuć krew buzującą w żyłach i wpływającą wprost do ust kaprala. Eren zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu. Z jego gardła wyrwał się cichy jęk rozkoszy. Nagle kapral wyciągnął kły i przejechał językiem po nacięciach. Eren westchnął niezadowolony, jednak bardzo się zdziwił, gdy nagle poczuł krótkie pocałunki na swojej szyi. Z jego gardła ponownie wyrwało się ciche westchnięcie, gdy poczuł błądzącą po swoim torsie, chłodną dłoń mężczyzny, która zaraz potem zniknęła, by rozerwać jego koszulę, a potem resztę jego ubioru, z którego dosłownie zostały strzępy. Zawstydzony spojrzał na kaprala, ściągającego swoją koszulę i idealnie składającego ją w kostkę. Levi westchnął i z tęsknym wzrokiem odłożył ją na zakurzoną półkę. W tym momencie mężczyzna wydał się Erenowi jeszcze bardziej podniecający. Rivaille wrócił do składania pocałunków na ciele chłopaka, od czasu do czasu, zatapiając w jego skórze swoje kły, na co chłopak jęczał z przyjemności. Nie mogąc się dłużej powstrzymać, Levi uniósł biodra chłopaka i wszedł w niego, na co z gardła Erena wyrwał się krzyk, zagłuszany przez błyskawicę. Kapral poruszał się coraz szybciej dostarczając im obu wiele przyjemności. Zdobił pocałunkami ciało Erena, zostawiając po sobie mokre ślady ust, oraz ślady po swoich kłach, z których powoli sączyła się krew zielonookiego.  
Jego dłonie delikatnie gładziły plecy i pośladki Erena, wyczuwając każdą, nawet najmniejszą wibrację jego skóry. Eren wił się pod dotykiem kaprala, a jego jęki przerywane były grzmotami i deszczem rozbijającym się o szyby.
Już po chwili oboje szczytowali. Kapral wisiał chwilę nad Erenem, ostatni raz czule całując jego usta, a potem wysunął się z niego i zaczął ubierać.

Następnego dnia, deszcz ustał, a na jego miejsce pojawiło się słońce. Eren, trochę obolały, właśnie kończył jeść śniadanie, uśmiechając się od ucha do ucha. Nie odpowiadając na pytania przyjaciół, ruszył w kierunku wyjścia ze stołówki, gdy właśnie minął kaprala.
- Zakryj tą malinkę idioto - mruknął kapral, a Eren od razu strzelił buraka.
- Debil! - powiedział ze łzami w oczach i wybiegł ze stołówki. Nienawidzę go! Tak bardzo go nienawidzę!!!!

niedziela, 2 listopada 2014

Bitwa na jedzenie i podbite oko

Witajcie na moim blogu :)
Wybaczcie, że zaczynam od one shota, ale akurat mam jeden pomysł i boję, się, że odleci w siną dal xD Mieliście już kiedyś coś takiego? Ja mam dosyć często -_-" zwłaszcza, jak pomysł na fabułę wpadnie mi do makówki przed snem, albo w autobusie -_-" naprawdę nie lubię mojego zapełnionego yaoicami mózgu...
W każdym bądź razie... czas rozpocząć naszą bitwę na jedzonko~!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Bitwa na jedzenie i podbite oko

- Zaraz oberwiesz Jean!- krzyknął Eren, podrywając się ze swojego krzesła w jadalni. 
- Chciałbym to zobaczyć Jaeger- zakpił brunet, a jego usta wykrzywiły się we wrednym uśmiechu -Nigdy nie dałbyś mi rady głąbie - dodał, by jeszcze bardziej rozjuszyć rywala. 
Eren dając się ponieść emocjom, dzierżąc w dłoni łyżkę, nabrał na nią zupy i chlusnął płynem w twarz bruneta, chcąc raz na zawsze zetrzeć ten denerwujący uśmieszek i z wielką premedytacją patrzył, jak spełnia się jego cel. Jean skrzywił się i chwilę wpatrywał się w zachlapany zupą mundur. Gdy doszło do niego, co tak właściwie się stało, zmarszczył brwi i wściekle spojrzał na Erena.
- Zapłacisz mi za to durniu!- krzyknął i cisnął w zielonookiego gotowanym ziemniakiem. Warzywo przeleciało nad stołem i dość skutecznie ubrudziło koszulę Jaegera.
Wszyscy obecni w jadalni wiedzieli, że potyczka staje się coraz poważniejsza. Przeciwnicy z pełną premedytacją ciskali w siebie wszystkim co mieli na talerzu, a gdy "amunicja" się kończyła, dobierali się do jedzenia towarzyszy. W powietrzu latały gotowane ziemniaki, fasola, marchewka, rzadziej mięso, które w dzisiejszych czasach jest bardzo cenne. Zwiadowcy obecni w "bitwie" ukryli się pod stołami i ani myśleli się wychylić, by nie oberwać kawałkiem jedzenia. W tej chwili nie było już sensu uspokajać brunetów, którzy wpadli w szał. Ciskali w siebie czym popadnie. W pewnej chwili nad stołem przeleciało nawet krzesło, a potem jeszcze kilka talerzy.
- Teraz cię załatwię!- krzyknął Eren i rzucił w Jeana kawałkiem ciasta upieczonego przez Sashę. Jean widząc nadlatujący pocisk, uchylił się, a ciasto przeleciało nad jego ramieniem. Chłopak już chciał odwarknąć na słowa Jaegera, gdy przeszkodziło mu dość głośne odchrząknięcie zza jego pleców.
- JAEGER TY GNOJKU!- rozległ się wściekły głos kaprala Levi'ego. Po plecach wszystkich zebranych przeszedł nieprzyjemny dreszcz, jednak nikt nie odważył się odezwać. Eren przełknął głośno ślinę i wpatrywał się w kaprala, którego twarz była ubrudzona truskawkowym ciastem.
Mam przejebane - pomyślał Eren, wciąż tępo wpatrując się w mężczyznę, który zdawał się zaraz wybuchnąć ze złości. Jego oczy ciskały gromami i zapewne, gdyby kapral miał okazję, Eren wyglądałby gorzej niż po incydencie w sądzie... Po plecach zielonookiego znów przeszedł niemiły dreszcz, na samo wspomnienie tego incydentu.
- Ruszaj się Jaeger- syknął Kapral i odwrócił się na pięcie. Po chwili jednak obdarzył Jeana chłodnym spojrzeniem. -Kirschtein, tu ma lśnić- dodał i wyszedł na korytarz. Eren przełknął gwałtownie ślinę i dość niepewnie ruszył za kapralem.
Mam tak bardzo, bardzo, bardzo przejebane...-pisnął w myślach, gdy Levi kazał mu wejść do swojego pokoju, a potem zamknął drzwi na klucz.
- Wpadłeś w niezłe gówno Jaeger- zaczął Levi i podszedł do chłopaka, który automatycznie wykonał kilka kroków w tył, tym samym stykając się z lodowatą ścianą. Chłodne spojrzenie kaprala utkwiło się w przerażonej twarzy Erena, któremu zostały odcięte wszystkie drogi ucieczki.
- Nawet nie próbuj gówniarzu- syknął kapral, widząc, jak chłopak rozpaczliwie krąży wzrokiem po całym pomieszczeniu, najprawdopodobniej szykując sobie jakiś plan ucieczki.- W jaki sposób nauczyć cię dyscypliny?- spytał. Eren otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale głos uwiązł mu w gardle. 
- Przez twoje prostackie zabawy oblezą mnie najgorsze świństwa...a do tego podbiłeś mi oko debilu!- krzyknął kapral. Jaeger chwilę się nad tym zastanawiał i niewiele myśląc zaczął delikatnie zlizywać resztki kremu widniejące na policzku i pod okiem Leviego.  Kapral zamrugał zdezorientowany, a potem cicho prychnął i łapiąc Erena za włosy, odciągnął go od siebie.
- A ty to co? Pies? Jesteś kundlem?- warknął, jednak po chwili złączył swoje usta z odpowiednikami chłopaka - Jak chcesz coś robić, to rób to porządnie! - dodał i znów pocałował zielonookiego. Gdy tylko Jaeger uchylił usta, Levi wepchnął w nie swój język. Ich języki chwilę walczyły o dominację, jednak w końcu Eren ustąpił, czując, że nie ma już czym oddychać.
Gdy się od siebie oderwali, oboje szybko oddychali. Levi odsunął się od chłopaka i usiadł na łóżku.
- Buty- mruknął cicho, a Eren posłusznie przyklęknął przed mężczyzną i pomógł mu pozbyć się wojskowego obuwia, by zaraz potem czule ucałować kontuzjowane kolano kaprala, na co usłyszał jedynie prychnięcie.
- Nie podlizuj się. Myślisz, że po tym, jak rzuciłeś we mnie ciastem, zasłużysz na dobre traktowanie?- spytał i stopą odepchnął od siebie Erena. 
- Przepraszam sir...-przeprosił Jaeger, lecz kapral zdawał się to zignorować. Chłopak czuł się zagubiony. Tak bardzo się starał, a kapral jak zwykle traktował go ozięble... Jak miał przeprosić? Co miał zrobić, żeby kapral mu wybaczył? 
Nagle z zamyślenia wyrwało go szarpnięcie za włosy.
- Zasnąłeś debilu?- spytał rozdrażniony mężczyzna
-Nie sir... przepraszam.... tak bardzo pana przepraszam...-zaczął Eren, a w jego oczach pojawiły się łzy. Levi przypatrywał się mu przez chwilę, a potem tylko prychnął.
- A żeby cię dzieciaku- westchnął i przyciągnął zielonookiego do pocałunku, który tym razem był znacznie delikatniejszy. Eren nawet się nie spostrzegł, a znalazł się pod kapralem zupełnie nagi. Zawstydzony spojrzał na kaprala, a potem szybko odwrócił wzrok.
- Jesteś śliczny Eren- szepnął mu do ucha kapral i delikatnie przygryzł małżowinę, na co z ust chłopaka wyrwał się cichy jęk. A to, co działo się potem...

Radość i spełnienie, przyjemność i satysfakcja. Dwa rozgrzane ciała złączone w jedność. Przyśpieszone oddechy splatające się w jeden, serca bijące jednym rytmem...

Eren otworzył oczy i pierwsze co zobaczył, to kapral stojący przy oknie. Miał zamknięte oczy, a jego twarz okalały promienie słońca. Dopiero po dłuższej chwili chłopak dostrzegł, że usta mężczyzny wyginają się w delikatnym uśmiechu. Serce Erena zabiło szybciej. Pierwszy raz widział taki wyraz twarzy u kaprala. Levi wyglądał naprawdę... słodko... Po chwili jednak mężczyzna cicho westchnął i wciąż nie zauważając, że jego kochanek go obserwuje, przysiadł na krawędzi łóżka.
- Cholera, wykorzystałem dzieciaka...- szepnął masując swoje skronie.
- W-wcale pan nie wykorzystał sir... ja...kocham pana sir...- wyznał brunet czerwieniąc się niczym burak. Levi lekko drgnął, zaskoczony i przeniósł wzrok na chłopaka. Wyglądał jakby chwilę analizował słowa Erena, a potem westchnął cicho i zmierzwił czuprynę zielonookiego.
- Wiem kretynie, wiem-  mruknął i po chwili wyszedł z pokoju, zostawiając Erena samego.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Gomene, że skończyło się w takim momencie T^T Ogólnie zaczęłam rozważać, żeby zrobić z tego coś dłuższego Q.Q A jak wy uważacie?